Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zobaczyłemtylkojedensamochód.Tobyłowpołudnie
iwłaśniepomyślałemsobie,żedobrzebyłobyzłapać
okazję.Wtedymyślałemwyłącznieozłapaniuokazji,nie
zacząłemjeszczemartwicsięonocleg.Myślałemtylko,
żefajniebyłobysięprzejechać.Stanąłemnapoboczu
izamachałemnasamochód,starającsię,żebymoje
machaniewypadłononszalancko.Kierowcanawet
namnieniespojrzał,samochódmignąłmitylkoprzed
oczamiiznikł.Popędziłemzanimikawałek,tylkotak
dlazabawy,bowtedyjeszczeniemartwiłemsię
onocleg.Biegłem,pókisamochódnieznikłmizoczu,
awtedyroześmiałemsięgłośnodosiebie.Zarazjednak
odkryłem,żeśmiechprzeszkadzawoddychaniu,więc
przestałem.Wdobrymhumorzeruszyłemdalej,ale
zacząłemteżtrochężałować.Żałowałem,żeprzed
chwiląwmojejnonszalanckomachającejręceniebyło
kamienia.
Teraznaprawdęjużchciałemzłapaćokazję,
bozbliżałsięwieczór,ajakikolwieknoclegciąglebył
jeszczewdupie.Przezcałepopołudnieniewidziałem
żadnegoinnegopojazduigdybyterazjakiśsiępojawił,
jużjabymumiałgozatrzymać.Położyłbymsię
naśrodkudrogiimusielibyzahamować,choćbyituż
przymnie.Ciąglejednakniesłychaćbyłożadnego
motoruimogłemtylko„iśćdalejizobaczyć”.Dobrze
powiedziane,jakdojdę,tozobaczę.
Drogaciągleszławgóręiwdółitewyższemiejsca
niezmienniekusymnienadzieją,żejeślipopęd
wgórę,zwysokazobaczęwreszciejakiśzajazd.Ale
zakażdymrazemwidziałemtylkokolejnewzniesienie,