Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
pomszydoŁomży.PanŁadajedzieakuratwozem
domiasta.
Dogettachybachciałaśpowiedzieć…poprawiła
matkaściszonymgłosem.Heniu,dziecko,
rozmawiałyśmyjużnatentemat.
Niemamo,nierozmawiałyśmy,jatylkosłuchałam,
atyitatamówiliście.
Heńka!krzyknęłamatkatrochęzbytgłośno,czym
wzbudziłazainteresowaniestarszychpańopuszczających
kościółjakoostatnie.Teraznapewnowezmąnas
najęzyki.Tegochciałaś?
Mamo,śpieszęsię.Zrozum,panŁadatonaszsąsiad
iniepozwoli,żebycośmisięstało.Pozatymonjeździ
tamwkażdąniedzielęzsianem,więcmojaobecnośćnie
wzbudziżadnychpodejrzeń.
Henia,czytywiesz,cotamsiędzieje?Przecieżtam
nieustanniejakaśepidemiawybucha.Ludziegadają,
żeterazjesttamtyfus.Pojedziesz,zaraziszsięi…
Umrę?
Umrzeszpotwierdziła,ściskającmniemocno
zarękę,jakbychciała,żebyjejsłowarzeczywiście
domniedotarły.
Oniwłaśnieumierają,mamo.
Henia,proszęcię,pomyślosobie!Zojcemmamy
tylkociebieinawet…
AtwojakoleżankaZłataBrzozowskaijejdzieci?Już
onichzapomniałaś?przerwałamjej,wiedząc,żetomój
najlepszyargument.
Jużpochwilipożałowałamswojegosurowegotonu.
Oczymatkiposmutniały,zobaczyłamwnichżal
ibezsilność.MamaiZłatawychowałysiępraktycznie
najednympodwórku.Oddzieckazawszetrzymałysię
razem.Niebyłożadnejróżnicy,czywdanejchwili
przebywałyurodzinyjednejczydrugiejznich,wobu
domachczułysięjakusiebie.Potem,pomimożemiały
jużswojewłasnerodziny,tokażdąwolnąchwilęLodzia