Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział6
Siedziałamwsamochodziezbijącymsercem.Byłam
wściekłaimiałamochotęroznieśćtoluksusoweautko
nastrzępy.Nasiedzeniuobokleżałymojatorebka
iuniformsłużbowyVivian.
Całeszczęście!odetchnęłamzulgą.Niemiałam
ochotytamwracać,dotejrodzinkiAddamsów.
Boże,kobietoogarnijsię!Zarobiłaśtrochękasyijuż
ciodbiłopomyślałamzłanasiebiezatakie
roztargnienie.
Wepchnęłampieniądzedotorebkiipodałamkierowcy
adres.Nawetsięnieobejrzałamzamoim„narzeczonym”.
Nadętydupek!
Zdjęłamsrebrnesandałki,bopaskiwbijałysię
nieprzyjemniewstopę.Rozsiadłamsięwygodnie
nasiedzeniuipodziwiałamzzaoknaobrzeżaNowego
Jorku.
Pokochałamtomiasto,jaktylkotuprzyjechałam.Nie
dlatego,żejestemwariatkąiuwielbiamzatłoczone
aglomeracje,aledlatego,żemogłamwkońcużyćtak,
jakchciałam.
StudianaUniwersytecieColumbiabyłypierwsządobrą
rzeczą,jakaspotkałamniewżyciu.Otrzymałampełne
stypendium,dziękiczemuniemusiałammartwićsię
opieniądzepodczasrokuakademickiego.
Wakacjenatomiaststanowiłydużyproblem.Miałam
dwawyjścia:mogłamwrócićdodomuatego