Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zdecydowanieniechciałamalbozałapaćsiędopracy
izostaćwNowymJorku.Kasa,którądziśzarobiłam,
spadłamiwłaśniejakmannaznieba.Razemzmoimi
oszczędnościamimogłamzostaćwkampusieispokojnie
dotrwaćdonowegorokuakademickiego.Oczywiścienie
zamierzałamleżećdogórybrzuchem.Gotówkazawsze
sięprzyda,zwłaszczagdymożeszliczyćtylkonasiebie.
Byłodobrzepopierwszejwnocy,gdywysiadłam
zlśniącegosamochodupaniczyka.Odetchnęłampełną
piersią,stojącnareszcieprzedbudynkiem,którydobrze
znałam.Naszczęściewweekendypustoszałnarzeczsuto
zakrapianychimprezwinnejczęścikampusu.
Kilkaosóbnakorytarzuzagwizdałonamójwidok,gdy
przemknęłambosowstronęswojegopokoju.
Cichoweszłamdośrodka,niechcącbudzićprzyjaciółki.
Konieckońcówbyłachora,ajamimowszystko
martwiłamsięonią.Chęćmorducałkowicieustąpiła,gdy
zerknęłamnachrapiącąispoconąkoleżankę.Ostrożnie
odłożyłambutyorazresztęustrojstwaichwytajączszafki
piżamę,ruszyłamwstronęnaszejłazienki.
Toty?Głoszatrzymałmniewpółkroku.
Tak,jużwróciłam.Jaksięczujesz?Odwróciłamsię
wjejstronę.
Jakbymnieautobusprzejechałwyjęczała.
Podeszłamdowspółlokatorki,odgarnęłammokre,rude
włosyidotknęłamczoła.
Niemaszgorączkistwierdziłamzzadowoleniem.
Wiem,wzięłamleki,alepocęsięjakdzikaświnia
powiedziałaiotworzyłajednooko.
Ktonormalnychorujenagrypęwczerwcu…?
zaczęłam.
O,kuźwa,cotymasznasobie,Mandy?Podniosła