Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Czterechpracowników
,pomyślałzniedowierzaniem.
Skądjegorodzicebralinatopieniądze?Idlaczego,
namiłośćboską,wszyscyciludziejeszczetutajbyli?
–Dzieńdobry!–rzuciłwjegostronęjedenzmężczyzn,
wyrywającgozzamyślenia.Dwójkapozostałych
zawtórowałamuzgodnymchórem.
–Dobrzepanawidzieć–dodałten,którystałnajbliżej,
zkrótkoprzystrzyżonymiciemnymiwłosamiidelikatnym
zarostem.
–Martwiliśmysię,żenigdypantunieprzyjdzie,Kornelu
–powiedziałtrzeci,niskiblondynwokularach.–Jak
dobrze,żewreszciepantujest!
Chłopakzamrugał,nicztegonierozumiejąc.
–Dziękuję,panie…–bąknąłiurwał,dającmężczyźnie
dozrozumienia,żeniepamięta,jaktensięnazywa.Jego
rozmówcaszczególniesiętymnieprzejął.
–ProszęmimówićKuba–oznajmiłpogodnie,
wyciągającwjegostronędłoń.
–Kornel,miłomi–wykrztusił.–Przepraszampanów,
ale…
Niezdołałdokończyć,bowtejsamejchwilipodszedł
doniegokolejnymężczyzna–ten,któryjakopierwszy
powiedziałmu„dzieńdobry”.
–Mysięjeszczenieznamy–powiedział.–Bardzosię
cieszę,żewreszciemogępoznaćpanaosobiście.
NazywamsięKuba.
Kornelodchrząknął.
–Przyjemnośćpomojejstronie,ale…
–Och,nietrzeba,naprawdęnietrzeba!–KubaNumer
Dwaenergiczniepotrząsnąłjegodłonią.–Niematakiej
konieczności.
Koniecznościczego?
–miałochotęspytaćKornel,ale
niezrobiłtego,bowłaśniepodszedłdoniegoostatni
zmężczyzn,najstarszyzcałejtrójki.Musiałbyćmniej
więcejwwiekujegorodziców.Tenczłowiekwydawałsię
Kornelowiznajomy–tozaśoznaczało,żepracował
wwydawnictwieoddawna.
–Pamiętampana–mruknął,przyglądającmusię
uważnie.–Panmusibyć…–Zmrużyłoczy.–Proszę