Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
teżdopożegnańwdosłownymtegosłowaznaczeniu.
MarianFlisbotakwłaśnienazywałsięmójtatanigdy
nieodnajdywałsięwśródludziijeślitylkomógł,unikał
kontaktuzwiększościąznich.Delikatnierzeczujmując,
niebyłduszątowarzystwa,dlategogdymusiałsięzkimś
pożegnać,zazwyczajspuszczałwzrok,mruczałpod
nosemjakieśniezrozumiałesłowaiodchodziłzrękoma
wkieszeniach,zanimdrugaosobazdążyłasięodezwać.
Nietrudnozauważyć,żeniebyłowtymżadnego
mistrzostwa.
Pseudonim,naktórypolatachciężkiejpracyzasłużył
sobiemójtata,odnosiłsiędozupełnieinnegorodzaju
pożegnań.Te,któremamnamyśli,odbywałysię
wzupełnymmilczeniu.Tatanigdynieodezwałsięwtym
czasiechoćbysłowemtaksamojakci,którychżegnał.
Zakażdymrazembyłtoktośinny.Nigdynieżegnałtej
samejosobydwarazy.
Czasamitowarzyszylimuinniludzie,którzy
obserwowaliuważniejegoplecyiramiona,gręmięśni
napinającychsiępodogorzałąodsłońcaskórą.Onjednak
zakażdymrazemudawał,żeichniedostrzega.Takbyło
łatwiej:tylkoon,szpadeliczłowiek,któryspoczywał
wtrumnienadnieprzygotowanegowcześniejdołu.
TatapracowałjakograbarznacmentarzuwStarejLipie
odpiętnastulatiwtymczasiepożegnałjużdziesiątki,
jeśliniesetkidusz.Zawszewmilczeniu.Zawsze
wtowarzystwieswojegoszpadlategosamego
odpoczątkukariery.
Nicdziwnego,żeludziewkońcuzaczęlidoceniaćjego
wysiłek.Toksiądzproboszczjakopierwszyużyłtego
określenia:MistrzPożegnań.
Odkądrozpocząłtupracę,nieopuściłanijednego
pogrzebu.Towarzyszyłwostatniejpodróżykażdemu
zmarłemu,któregociałozłożyliśmynanaszym
cmentarzu.Duchownystałwtedynaambonie
izjakiegośpowodudziękowałzasłużonymparafianom.
Pamiętamtamtendzień.Tobyłniedzielnyporanek.
Miałamwtedyniewięcejniżosiemlat.
PanieFlispowiedziałksiądzproboszcz,uśmiechając