Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
smoczek,chociażzwyglądumiałozpięćlat.
Skroniemizaczęłypulsować.
–…jegowziąłdopracytenLatynos,nowiesz,znim
jeszczesiostraAntoniakręciła.
Kobietaprzechwyciłatelefonwolnąrękąi–wydawało
się–zupełniezapomniała,conależyrobićprzy
bankomacie.Wziąłemsięwgarśćiniezgrabnie
dotknąłemjejramienia.Zamilkłai,obejrzawszysię,wbiła
wemniezastygływzrok,zktóregodałosięodczytaćcałą
paletęnienawiści.
–Czego?!
–Przepraszampanią.Bardzosięśpieszę.Czynie
mogłabypaniszybciejskończyćalboprzepuścićmnie?
Niezajmędużoczasu.
–Atyco,uważaszsięzalepszegoodemnie?
–zawołałanienormalnymgłosemkobieta.–Poczekajno,
siostro,tujakiśosiołuważasięzalepszegoodemnie!
–rzuciładosłuchawkiipełnadeterminacjinabrała
powietrzawpłuca,żebywygłosićdawnoprzygotowaną
natakiewypadkityradę.
Tomniezbiłozpantałyku.Niechciałomisięwchodzić
wpolemikę,szczególniewiedząc,żebyćmożejestem
zdolnyzabićczłowieka.Kiedygorączkowoprzebierałem
wśródwariantówpostępowania,przyktórychmogłembez
przyciąganiazbędnejuwagiotrzymaćdostęp
dopożądanejszczelinyzpieniędzmi,duszącesklepienie
ulicrozerwaładonośnasyrena.
Nasekundędźwiękiucichły.Wyczułemzaplecami
patrolującysamochódmknącyulicą.Zaczęłosię.Czasu