Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁVII.ZNAJOMOŚCIPOLLYANNY.
WkrótcepotemporządekwdomupannyHarringtonustaliłsię
nadobre,chociażmożeniebyłwzupełnościtakim,jaksiętego
spodziewałapannaPolly.
Pollyannaszczebiotałabezprzerwy,grałanafortepianie,czytała
nagłos,uczyłasięgotować—toprawda,alenawszystko
topoświęcałaznaczniemniejczasu,niżmiaławyznaczone.Miałateż
dośćczasu„dlażycia“,jakmówiła,gdyżodgodzinydrugiejdoszóstej
popołudniumogłarobić,cojejsiępodobało,zwyjątkiem,oczywiście,
pewnychrzeczy,zabronionychprzezpannęPolly.
Niewiadomotylko,czytewolnechwiledanebyłydlawypoczynku
Pollyanny,czyteż—pannyPolly.
WtychpierwszychdniachpobytusiostrzenicypannaPollymiała
dośćokazjidowydaniaokrzyku:
—Boże,cozadziwnedziecko!Apolekcjachczytaniaiszyciabyła
prawiezawszetrochęzmieszanaitrochęzmęczona.
WkuchnizNansyszłoznacznielepiej.Taniebyłaanizmieszana,
anizmęczonaizupragnieniemczekałaśrodyisoboty,kiedyPollyanna
przychodziłana„lekcje“gotowania.
WbezpośredniemsąsiedztwiedworuHarringtonniebyłonikogo,
zkimPollyannamogłabysiębawić.Domoddalonybyłodmiasta
ichociażwpobliżustałokilkawill,niebyłotamanidziewczynki,ani
chłopcawwiekuPollyanny.Niemartwiłojejtojednakwcale.
—Tonicnieznaczy—mówiłapewnegorazudoNansy
—wystarczaminajzupełniej,gdymogępójśćnaspaceriprzyglądać
sięulicom,domomiprzechodniom.
Zazwyczajwgodzinachpopołudniowych,gdybyłaładnapogoda,
Pollyannaprosiła,abydanojejcośdozałatwienia,chodziłojejbowiem
oto,abysięprzejśćpomieście.
Podczastychwędrówekczęstospotykała„Pana“.
Dlaniejbyłonzawsze„Panem“,nawet,gdytegosamegodnia
spotykaławieluinnychpanów.
„Pan“nosiczęstoczarneubranieijedwabnycylinder,czego
zwyczajniludzieprawienigdynienoszą.Twarzmiałbladą,zawsze
staranniewygoloną,azpodcylindrawyglądałysiwiejącejużwłosy.
Trzymałsięprosto,chodziłkrokiemprzyśpieszonymibyłzawszesam,
cowzbudzałowPollyanniejakiśniewyraźnyzaniegosmutek.
Możedlategopewnegodniaprzemówiładoniego.
—Jaksiępanmiewa?Jakpiękniedziśnadworze!—uprzejmie