Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Początekczerwcazapowiadałgorącelato,komisariat
płonąłodnadmiaruspraw.Policjancizkryminalnego
mijalisięwbiegu,gnającdodrukarkinakorytarzujak
poparzeni,abystracićjaknajmniejcennegoczasu.Gdyby
takstanąćwkącieimierzyćczas,możnabyzauważyć,
jakzdnianadzieńbijąkolejnerekordy.Podobnieminął
namteżmaj,odprzesłuchaniadoprzesłuchania,
odsprawydosprawy.Ledwocorozliczyłamsię
zpapierówzapierwszykwartał,ajużprzymierzałamsię
dorozliczeniapółrocza.
Mniejakojedynejniezależałonaczasie.Miałam
gopoddostatkiem.Rano,wpołudnie,popołudniu,
wieczoremiwnocy.Caładobatylkoczekała
nazapełnienie.Niktwięcniezdziwiłsię,gdyprzyszłam
dopracyopółzmianywcześniej.Dopierowidząc,jak
wpośpiechuprzekładałampapierpomiędzyszufladami
drukarki,mijającymnienakorytarzukoledzyprzystawali
zszokowani,żebyzapytaćcosięstało.
Niegadaj,żewkońcumaszjakąśrandkęzagaił
Maciek.
Skądtenpomysłskrzywiłamsię,wyrywając
zpodajnikazaciętąkartkę.
Jaktoskądzaśmiałsięgłośno.Ztegopapieru
prawienicniezostało.Gołymokiemwidać,żejesteś
mocnopodekscytowana.Ach,chciałbymbyćkartką.
zazdroszczętemufacetowi.
Spojrzałamnaniegowymownieiruszyłamwstronę
swojegopokoju.
Wiem,wiemdodał.Tentwójwzrokpełen
politowania.Ech,nonic,udanegowieczoruwestchnął
iruszyłzamną.
Miałamświadomość,żepatrzynamójtyłeczek.