Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Kelnerprzyniósłdwiewhiskyiodszedł.Dillonzauważył
ponuro:
–Czasemzastanawiamsię,pocojesttencałyONZ.
Przecieżtaorganizacjaniemapraktycznieżadnejrealnej
władzy.
–Czyjawiem…Maponadsiedemhektarówgruntu
wzdłużEastRiver,własnąpolicję,strażpożarnąipocztę
–odparłMiller.–Najakiśczasbędzieimtomusiało
wystarczyć.–Dopiłwhisky,wstałiwłożyłpłaszcz.
–PrzejdęsiępoCentralParku.Samochódzambasady
przyjedziezagodzinę.
–Uważajnasiebie.Możebyćwesoło.
–Tojużnieteczasy,Sean.TerazNowyJorkjest
bezpieczniejszyniżLondyn.
–Skorotak…–Dillonpodniósłszkło.–Zobaczymysię
później.
****
Millerwziąłparasolodportieraiprzeszedłprzezulicę
wkierunkuwejściadoCentralParku.Poalejkach
wędrowałozaledwiekilkaosób.Słońcejużzachodziło
izapadałzmierzch.Wpewnymmomenciezauważył,
żejestsam,tylkogdzieśzdalekadobiegałygoodgłosy
rozmówiszczekaniepsa.Pochwilijednakusłyszał
wpobliżupospiesznekroki.Obejrzałsięzasiebie
izobaczyłnaścieżcebiegnącegodośćszybkomężczyznę
wciemnozielonymdresie,rękawiczkachiwłóczkowej
czapce.Gdyprzebiegałobok,kiwnąłgłowąnaprzywitanie
ipobiegłdalej,znikajączadrzewami.Chwilępóźniej