Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ioniczym.Wciążmielisobietyledoopowiedzenia.
Icoztego?Wzruszyłaramionami.Przejechała
dłoniąwzdłużjegouda.Prosty,przyjemnygest.Nie
reagował.Dotarłodoniego,żerelacjazabrnęłazadaleko.
Kłopotwtym,żenieumiałjejskończyć.Zdrzemnęliśmy
się.Wielkamirzecz.Poklepałapoduszkę,zapraszając
godołóżka.Nochodź.
Ubrałsię,włożyłkurtkęiwyszedłbezsłowa
nazewnątrz.Walnąłdrzwiamiodsamochodutakmocno,
jakbywierzył,żeechowybijemuzgłowy.
KwadranspóźniejwysiadłprzedkamienicąnaStarym
Sosnowcu,wciągnąłpowietrze,awzasadzierakotwórczą
mieszankędostarczanądopłuczespalanychwpiecach
śmieci,iruszyłwstronębramy.Sprawdziładres,
wyłączniepoto,byzająćczymśmyśli.Policyjnekoguty
wywijałynajezdnizgrabnehołubce,zapraszającdotańca
wirującenadgłowąpłatkiśniegu.
Minąłskinieniemopatrzone,policyjnetwarze,burknął
cośnaprzywitanieiwbiegłnaostatniepiętrokamienicy.
Zmachałsię,jakbyprzebiegłmaraton.
Gdzieśtysię,kurwa,podziewał?
Niespodziewałsięwerblinapowitanie,leczniemiał
wrękawieciętejriposty.DanielZielińskiwyraziłtylkoto,
coresztamiaławypisanenatwarzach.
„Niepozwólsięsprowokować”,powtarzałsobie
wmyślachniczymmantrę.
Nietwójzasranyinteresniewytrzymał
iodpowiedziałzgodniezprawdą.
Cotypowiesz?Jaktysięopierdalasz,ktośmusizrobić
zaciebierobotę.
Zejdźzemnie.Skoromasztylepracy,tosięniązajmij
ustąpiłiodszedł.
Nigdyzasobąnieprzepadali,jednakostatniowciąż