Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
pokoigościnnychstoipustych.Jestemtuodsześciu
tygodniiJamieuważa,żetotylkokwestiaczasu,zanim
zacznębraćsprawywswojeręce.Niewiemnawet,czy
słusznie.Niemamnawetpewności,czyzostanę.
–Niemożeszsięprzedemnązamykaćwmoim
własnymbiurze–mówi.–Mamklucz.
Przeklinampodnosem.Oczywiście,żema.
Tobędziekatastrofalnieżenujące,jeślibędziemusiał
mniestądwyciągaćsiłą,ajestemprzekonana,żesię
przedtymniezawaha.Nierobiłamscenwośrodku
odostatniejklasyszkołyśredniej–iniemamzamiaru
wracaćdotegoakuratteraz.
Terazczasamiczujęsiętutaj,jakbymwróciła
dotamtychczasów,aleniejestemjużtamtąbeztroską
siedemnastolatką.
Bioręgłębokiwdech,wstajęiwygładzamprzód
sukienki.Jestzbytobcisła,alepodartedżinsy,wktórych
chodzęnacodzień,niesąodpowiednimstrojem
napółoficjalnąwizytęwjadalni.Kiedysięprzebierałam,
niemalsłyszałamgłosmamy:„Wiem,żewolałabyśprzez
całybożydzieńchodzićwpiżamie,alemusimynadawać
ton,skarbie”.
Otwieramdrzwi.
Jasne,niemalbiałelokiJamiegosąkrótkoprzycięte
ischludnieułożone,alematęsamądziecięcątwarz,
którątakdobrzepamiętamzczasów,gdybyliśmymłodzi,
aonnienależałdofanówużywaniadezodorantu.
–Chodziozamówienienapościel?–pyta.
–Absolutnienie–mamroczę.–Przecieżmaszdotego
swójsystem.
Wodpowiedzimruganieprzytomnie,niebardzo
wiedząc,czytylkosięznimdroczę,czymówiępoważnie.
Jestmenadżeremośrodkaodtrzechlat,ajanadalnie
mogętegopojąć.Wwyprasowanychspodniach
ikrawaciewyglądajakprzebranyprzedszkolak.Wmoim