Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
świętowałzemnąizpewnościąsięobudził,ktowiegdzieioktórej
godzinie,niepamiętającszczegółówminionegowieczoru,ateraz
odsypianakanapiewsalonie,wśródpustychpuszekpopiwie.Inaczej
przyszedłbynaspotkaniezojcem,tymsamymdającmunamiastkę
nadziei,żejeszczeniejestzupełnieprzegrany.
AleGrammaniebyło.Byłemja.
ChłopakzkrakowskiejHuty,któregoniepowstrzymajądoły,
wirusy,napojewyskokowe,kaceanilondyńskiekorki.Tuwszyscy
myślą,żelepsi.Zakażdymrazemwyprowadzamichzbłędu.Lubię
miećkontrolę.Imam.
Przynajmniejwtedytakmisięzdawało.
Samodpowiedziałskinieniemgłowyiwróciłdoswoich
obowiązków,copozwoliłomiuniknąćpogawędki.Chybanie
zniósłbymdzisiajjegonarzekania.Skierowałemsiębezzwłocznie
dowyjścia.Pragnąłemaspirynyisnunawetbardziejniżtej
wydekoltowanejadwokatkiagencyjnejzwczorajszegozebrania.
Windywieżowcaślizgałysięsenniemiędzypiętrami.Ich
ergonomicznekadłubyodbijałysięwmokrychpłytachpokrywających
plac.Zgórywszystkowyglądainaczej.Flagizinicjałami„P&F”
łopotałynawietrzeniczymskrzydławielkiegoptaka.Lubiłemten
widok,ajeszczebardziejdźwięk.
Jakaszkoda,żeniezaparkowałemwpodziemiach,pomyślałem,
gdytylkoopuściłemgmach.Postawiłemkołnierzpłaszczawnadziei,
żechociażczęściowoochronimnieprzeddeszczem,aleuporczywe
kroplemoczyłymojeubranieiwłosy.Wiatrbezczelniedawał
miwtwarzitymrazemniemiałemnatylesilnejwoli,abyznosić
towdrodzenaparking.Najwyraźniejniktniemiał,boplacwyludnił
siępokilkusilniejszychpodmuchach.Zdecydowałem,żewrócę
poparasol.
Odwróciłemsięwkierunkudrzwiobrotowychinatychmiast
uskoczyłem.Rowerzahamowałzpiskiemtużprzedmoimnosem,