Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
małychdziecirozpoczęłabójoprzetrwanie.Dawnedzieje,panLudwik
wielokrotniejeopowiadałnalekcjach,coczęśćuczniówprzyjmowała
charakterystycznymwestchnięciem:„znowu...”,aleczęśćsłuchałatych
opowieścizuprzejmymzainteresowaniem,takjaksięsłuchabajek
onieistniejącychsmokach.
Naschodachrozbrzmiałtupotbuciorów,opiekunkirozpierzchły
siępoplacówce,starającsiędotrzećdowszystkichpodopiecznych,ale
personelbyłcałkowiciezdezorientowany.DyrektorBieruń,zażywny
mężczyzna,biegałodżołnierzadożołnierza,pytając,ocochodzi,ale
nieotrzymałżadnejodpowiedzi.Gdywpadłdogabinetu,żeby
zadzwonićnapolicję,okazałosię,żesiedziwnimjużjakiśpodpity
bandziorwkolorzekhakiipatroszybiurkodyrektorazewszystkiego,
coprzedstawiałodlaniegojakąkolwiekwartość.
Copantu...zdołałzawołaćdyrektorBieruń,gdypodpity
mężczyznastrzeliłmuwbrzuchztrzymanegonakolanach
kałasznikowa.Bieruńzwinąłsięjakprzypalonyowadipadłbokiem
napodłogę.Umarłzwykrwawieniadopierogodzinępóźniej.Jednak
wtedyjużwdomupomocyspołecznejniebyłożywychludzi.
PanLudwikchciałzawołać,aległosugrzązłmuwgardle,
bowidziałnareszcieto,cozawszewidziałoczamiwyobraźni.Diabły
przyszłyzWysokiegoLasuiopanowałyCiemnąDolinę.Twarz
staregoczłowiekabyłapogodnajakniebonadmiasteczkiem.
Cmentarnepostaci,wśródnichStrażnikGrobów,posuwałysię
wstronęulicy,jaknapędzaneniewidocznymmechanizmemfigury
szalonegoartysty.
KtośwpadłdopokojupanaLudwika.
Ej!Jakiśstaruch!zawołałtenktośipochwilidołączył
doniegodrugi.Wyszlinabalkoniprzyjrzelisięczłowiekowi,który
siedziałnawózkuinwalidzkimowiniętyszczelniekocem.Gdy
natwarzypanaLudwikazobaczyliwyrazpogodzenia,poczulizłość,
bospodziewalisięczegośzupełnieinnego.
Ej,stary!Wiesz,ktomy?powiedziałdoniegojeden
zmężczyzn.
PanLudwikspojrzałnaniegoikiwnąłgłową.