Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
odniego–dodałampochwili,delikatnieprzekrzywiając
głowę.
Odstawiłambagażnabokiskrzyżowałamręce
naklatcepiersiowej.Obrzuciłammacochęchłodnym
spojrzeniemiuśmiechnęłamsięrówniesztucznie,coona
jakiśczastemu.
Elizabethzawszepowtarzała,żegdyrobiętakąminę,
bardzoprzypominamjejmojąmatkę.Jatraktowałam
tojaknajlepszykomplement–onajaknajgorsząobelgę.
Wkońcunigdyniebyłainigdyniebędziewstaniemijej
zastąpić.
–Poprostuzróbto,ococięproszę.–Przymknęła
powiekiizrezygnowanawypuściłapowietrzezpłuc.
–Chybażebardzochceszściągnąćnasiebiegniewojca,
torób,jakuważasz.Twójwybór.
–Notak,wkońcutoodzawszejestwaszulubiony
argument–rzuciłam,zaciskajączęby.
Argument,któryjużnamnieniedziałał.Niepotylu
latachżyciapodjednymdachemzdwójkąabsolutnie
wybitnychmanipulatorów.
–Skończyłamztobądyskutować,Willow!Zagodzinę
chcęcięwidziećnadole.Przebranąigotowądowspólnej
kolacji–skwitowałastanowczo.–Iogarnijsiętrochę
natwarzy…–Niemalsplunęłaprzezzęby.–Wyglądasz,
jakbyśniespałaodkilkudni.Widziałaśsiędzisiaj
wlustrze?
–Tak,widziałam.Podróżizmęczeniezrobiłyswoje
–przypomniałam.–Jeszczeniedorobiłamsięsamochodu,
wktórymbyłabyłazienka,sypialniaikącikdomalowania.
Bardzomiprzykro.
Chciałampowiedziećcośjeszcze,bonakoniecjęzyka
cisnęłomisiępytanie,czyElizabethmajakieśinne
specjalneżyczenia.Uznałamjednak,żeniemamjuż
natosiły.Dopierocowróciłamdodomu,aprzedemną
byłajeszcze–jakżeurokliwa–rodzinnakolacja.Musiałam
oszczędzaćenergię,boczułamwkościach,żemoże
misięonaprzydać.
Bezwdawaniasięwdalsządyskusjęzłapałamtorbę
zpowro-temwdłonieiwdrapałamsięnapiętro,taszcząc