Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
mniedość.
Tatabyłwgarażu,otwierałpudłaiuśmiechnąłsię
domnie,kiedyweszłam.
Hej,kochanie.Cotam?
Mamapowiedziała,żemogępojeździćnarowerze.
Uniósłkrzaczaste,ciemnebrwiizmarszczyłczoło,
wstajączkucek.
Niewolisz,żebymzawołałtwojegobrata?
Namyśl,żetatamiałbykazaćMarcusowiwracać
dodomutylkopoto,byspędzałzemnączas,zrobiło
misięniedobrze.
Nie.
Nodobrze.Pomógłmizałożyćkaskiprzytrzymał
rower,gdynaniegowsiadałam.Choćnauczyłamsię
jeździćkilkalattemu,nadalczułamsiętrochęniepewnie.
Tatapoklepałmójkask.Nieodjeżdżajzadaleko,okej?
Okej,tato.Posłałammuszerokiuśmiech
inacisnęłamnaprawypedał,ruszającdoprzodu.Rower
sięzachwiał,więcmocniejścisnęłamkierownicę,agdy
zaczęłampedałować,złapałamrównowagę.
Wyjechałamnaulicę,apotemskręciłamzaróg.Przed
każdymdomembyłjasnozielonytrawnikikwiaty
wewszystkichmoichulubionychkolorach.Krzew,który
musiałbyćtejsamejwysokościcoja,zacząłsiętrząść,
azjegogałęzispadłyliście.Poczułamuciskwżołądku,
gdypodjechałambliżej.
Spomiędzyliściwypadłchłopiecwmoimwieku.
Uśmiechałsięszeroko,ciemnewłosymiałprzystrzyżone
pobokachinawetztejodległościdostrzegałam,żejego
brązowaskórabyłausianapiegami.Nigdywcześniej
żadenchłopakniewydawałmisięładny,aleniemogłam
wymyślićlepszegosposobu,żebygoopisać.