Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
biało-czerwonezasłony,astołyobrusywpodobnej
tonacji,igdziewpowietrzuunosiłsięprzyjemny
zapachświeżopalonychziarenkawy,awnętrze
wypełniałoświatłowielumaleńkichlampwsecesyjnym
stylu,byławypełnionapobrzegi.Naszczęścieznalazł
sięwolnystolikprzypięknym,starympiecukaflowym,
którynietylkopełniłfunkcjędekoracji,alerównież
stanowiłdodatkoweźródłociepła.Marianneniemiała
wątpliwości,żenakelnercezrobiłwrażenietaki
przystojnyieleganckimężczyznajakEduardo,
coznacznieułatwiłoznalezieniewolnegomiejsca.
Napewnoniefatygowałabysiędladziewczyny
wzadużympłaszczu,grającejnaulicy.
Kiedyzostalisami,Mariannezaczęłanerwowo
uciekaćwzrokiem.Schowaładłoniepodstół,bynie
widział,jakdrżą.
–Pięknemiejsce–zaczęła,silącsięnauśmiech.
–Zupełnieinneodtego,gdziezazwyczajzamawiam
kawę.
–Cieszęsię,żeznalazłsiędlanasstolikprzypiecu.
Wyglądasznaprzemarzniętą.
–Nie,jużsięrozgrzałam,naprawdę.–Jakby
napotwierdzenietychsłówrozpięłaguzikipłaszcza
iposłałamuciepłyuśmiech,szczerzewzruszonajego
troską.
–Muszęotozapytać–podjąłEduardo.–Czytwoi
rodziceniemająnicprzeciwkotemu,żeśpiewasz
naulicy?
–Niechciałabymbyćniemiła,aletonietwoja
sprawa.
–Ilemaszlat?Siedemnaście?Osiemnaście?