Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
2
Dochodziłaczwartapopołudniu;słońcewisiałodośćjeszczewysoko
nadskarpąibudynkamiuniwersytetu,gdyprzedtoremkolarskim
WarszawskiegoTowarzystwaCyklistównaDynasachzatrzymałsię
czarny,lśniącylandolet.Pojazdnajpewniejzjechałzgóry,
bozaprzężonadoniegoszkaparżałazzadowoleniem,stukając
kopytamiobrukowekamienie,mokrejeszczeponiedawnymdeszczu.
Nadźwiękówmłodymężczyznawpodartejczapcewczarno-
czerwonąkratęoderwałwzrokodgrupycyklistów,swoich
rówieśników,którzywłaśniekończylikolejneokrążenie.Zrobił
tozniechęcią.Odkądbowiemzacząłsięwyścig,zzapartymtchem
śledziłichzmagania.Miałnawetfaworyta,atenplasowałsięwtej
chwilinadrugimmiejscu.
Nic,interesytointeresy…–pomyślał,poczymniespiesznym,
rozkołysanymkrokiem,zrękamiwsuniętymigłębokowkieszenie
przykrótkichportek,podążyłwkierunkupowozu.
–Czegotu?!–fuknąłnaniegomężczyznasiedzącynakoźle,
mocniejzaciskającpalcenarękojeścibacika.
–Spokojnie,ojciec–odpowiedziałosobnikwkraciastejczapce,
wypinajączdumąpierś:–Jestemumówiony.Słomkamojenazwisko
–przedstawiłsię,alezarazpoprawił:–PanSłomka.
Wtejsamejchwiliotworzyłysiędrzwiczki.
–Zapraszam–dobiegłoześrodka.
Toostateczniewyjaśniłosprawę.Ulicznikszparkowskoczył
napodestizniknąłpodbudą.Trzasnęłyzamykanedrzwiczkiilandolet
potoczyłsięwstronęWisły.
–Lubiszpanwelocypedy?–Głosczłowieka,któryzaprosiłgościa