Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
11
Leżynaśniegu,sztywna,naplecach.Przekrzywiona
głowawpatrujesięwnieboszerokootwartymioczyma.
Makrągłepiersiitwarznieprzeciętnejurody.Grzesik
patrzynapełnesineusta,niewielkinos,starannie
wyregulowanebrwi.Miejsce,wktórymbyływłosy,jest
teraztylkokrwawymśladem.Tokłujegowoczy
najbardziej.
–Ktojąznalazł?
–Ludzie.
–Przecieżniekrasnoludki!Jacy,dociężkiejcholery?
–TędyludziezPKPchodzą.Znaleźlijąrano.Pewniejak
znockiwracali–odpowiadaDobrowolski.
–Ktoznalazł?Konkretnie!
–Anonimbył.
–Telefoniczny?
–Noprzecieżniegołębiempocztowym.
Grzesikpatrzynakrew.Jestjejwięcejniżprzy
poprzednichzabójstwach.Wułożeniuciaławidzicoś
nietypowego.Ofiaramałokciepowyżejramion,
przedramionaopuszczonewzdłużciała.Jejnogi
sąuniesione,rozłożoneszerokoizgiętewkolanachleżą
płaskonaziemi.
–Robotaprawiezrobiona–mówitechnik.–Oględziny
skończone.Śladysfotografowane,opisane,zimnojak
skurwysyn.
–Aprorok?
–Czekamy.
–Lekarz?