Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wpierś.Atymbardziejbezsensownych.Niepozwolę
sobienato.Mamnadzieję,żewyraziłemsięjasno?
Grzesikwyjąłpaczkęcarmenów.Zgasiłzapałkę
nawietrze,obrzucającgliniarzazimnymspojrzeniem.
Zaciągnąłsięisplunąłnabrudnyśnieg.Łypnąłokiem
naDobrowolskiego,znówsięzaciągnąłizmrużyłoczy.
Pokiwałgłową.
Jaknajbardziej.
CieszęsiędodałspokojniejDobrowolski.Niebędę
robiłproblemów,alewymagamszacunku.
KilkachwilpóźniejGrzesikzobaczyłwarkoczkrwi
wśniegu,ciągnącysięniczymtroppostrzelonego
zwierzęciaścieżkąpomiędzytrzcinami.Kilkanaście
metrówdalejjegooczomukazałosięmiejscezbrodni.
Widzącpochylającychsięnadnagimciałemgliniarzy,
pomyślał,żeznówstraciliwszystkieślady.
Jakumarła?
Bezbólu.
Nagłypodmuchwiatruporuszyłoszronioneźdźbła.
Trzcinynieprzyjemniezaszeleściły.Grzesikprzyglądałsię
ciału.
Wżadnymrazie.Takniemożnaumrzećbezbólu.
Możnaodpowiedziałpolicjantrysującyszkic.
Naszczęściedlaniej.
Raczejnieczułatego,cozniąwyprawiałwtrącił
Dobrowolski,dmuchającwzmarzniętedłonie.Ciul
posrany.
10