Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
gromadka:narowerkach,zpiłką,ajeszczeinne,
nainwalidzkichwózkach.Ichprzybranamama,
nadmiernierozrośniętawbiodrach,poruszasiężwawo
mimoswejpokaźnejtuszy.Uśmiechasięmile
doprzyjezdnych.Pandomudośćwyniosły,raczej
niechętnydorozmów.Wobejściuobokdostarczonego
buldożerastojądwasamochodyosoboweidwie
półciężarówki.Nimito,serpentynamidróg,gospodarz
dowoziprowiantzodległychdomówtowarowych.Strach
pomyśleć,cobybyło,gdybywStanachzabrakło
benzyny.
Panowiezabierająsiędoroboty.Trzebazasypać
kilkudziesięciometrowy,opadającyzgóryrów,ajeszcze
niedokońcapołożonownimkanalizacyjnerury.
Wynajętanadwadnikoparkapostodolarówzagodzinę
nieliczącpostojów,awięcżwawo!Leczkłótnia:syn
maswojąkoncepcję,ojciecswoją.Niemogąsiędogadać,
podobniejakjazmoim.Czesławzwierzamisię
zgoryczą,wykształciłsynanaUniversityofCalifornia,
poczymwfabryce,gdziepracował,Irek,jużinżynier
zostałjegoszefem.Noidobrze,aletowcalenieznaczy,
żetutajmarację.Słuchamirobięwszystko,żebynie
opowiadaćsiępoczyjejkolwiekstronie.Wreszcieobaj,
wścieklinasiebiezabierająsiędopracy.Starychwyta
łopatę,młodywskakujedobuldożera,rozlegasię
ogłuszającywarkotmotoru.Irekzakładanauszywatowe
słuchawki,podjeżdżapodkopę.Maluch-buldożer,
„Bobcat”czyjakmutam,wyczynianadzwyczajnerzeczy.
Zgarniaszufląpółtonyziemi,podrzuca,roztrząsa,
ugniata,ajaktrzebastajedębanatylnychłapach.
-Tyniemasz,cotustać-mówiCzesław.-Idźzrobić
zdjęciaokolicy.
Schodzęwdółdowąwozuipnącąsięnasąsiednistok
drogądrapięsiępodgórę.Kiepskizemniefotograf,lecz
aparatmamnaszyi.Zasapanyprzymierzamsię
dozdjęciaukrytychzapalmamiwill.Zrezydencjipowyżej
wytaczasiępółciężarówka.Schodzęzjezdninatrawnik,
abyprzepuścić.Zatrzymujesiękołomnie.Zzaotwartej
szybywychylasięgłowakierowcy.