Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
dokładniewtejsamejkarczmie,doktórejwstąpiłam…
Towszystkowyglądatak,jakbyświedział,żetujestem
i…znowucośsobiezaplanował–wypalachłodno.
Nabierampowietrzawusta,poczymwypuszczam
jezgłośnymświstem.
–Jestemtutylkodlatego,żeodkilkudnikręcimy
wZakopanemzdjęciadoserialu.Niemiałempojęcia,
żeteżtubędziesz,boodwielutygodninieodbieraszode
mniecholernegotelefonuinawetniewiem,gdzieteraz
mieszkasz.
Olaunosiwysokobrwiiwpatrujesięwemnie
zzaskoczeniem.
–Tak.Byłemwtwoimdawnymmieszkaniuzaraz
potympieprzonymartykulewgazecie,aledowiedziałem
się,żesięzniegowyprowadziłaś,aEwkaniemiała
bladegopojęcia,dokądposzłaś.Szukałemcięprzezcałe
święta,biegałempomieściejakdebil,próbująccię
znaleźć…Poszedłempodtwojąszkołę,alenikogotamnie
zastałem,bocałybudynekbyłzamkniętyażdonowego
roku.Byłemnawetwtejtwojejfundacjiiwypytywałem
ociebiewszystkieopiekunki,ależadnaznichniebyła
wstanieudzielićmiodpowiedzi.Mogęsięjedynie
domyślać,żenapewnoniewróciłaśdodomurodziców,
alewierzmi,nigdynieprzeszłobyminawetprzezmyśl,
żespotkamcięwłaśnietutaj.Naprawdęcholerniesię
ucieszyłem,kiedyzobaczyłemcięwtejkarczmie
–mówię,apotempodnoszęsięzkrzesła,podchodzę
doniejiłapięjązaręce,pociągającjekugórze.
–Tęskniłemzatobą–szepczęjejdoucha,poczym
przygryzamdelikatniejegopłatek.ZustOliwyrywasię