Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
WłaśniewtedystaryHezacząłwalićwnaszedrzwi.
Następniezacząłwniekopać.Miałemochotę
szczeniakazadusić.Otworzyłemdrzwiinimzdążyłem
sięzorientowaćktoto,staryHezłapałmniezakark.
Otworzyłustaizobaczyłemjegopoczerniałezęby.
Cozahałasyotejporze!...Kurwamać,żebytoraz,
dwa,tojeszcze,alecałydzieńjazgocze,całydzień!…
Jakcisięniepodobatumieszkać,towynocha!…
Coprzepraszam”,cholera,idźmatkęswoją
przepraszaj,cholerajasna,wynocha!
Przyznaję,żeniemiałemsiłymusiępostawić.Kiedy
mniepuścił,zacząłemkasłać,żebywzbudzićwnim
współczucieitymskończyćsprawę,alejemuwciążbyło
małonapoczątekdałmiwpysk,apotempoprawił
jeszczeparomakopniakami.Powstrzymucłzy,
ukłoniłemmusięizamknąłemdrzwi.Spojrzałem
napieskabyłledwożywyzestrachu.WysłałemSMS
doKongJie,żebygozabrała.„Sąkłopoty”,napisałem.
Wtymmomencieszczeniakznówzajazgotał,więc
kopnąłemgowbrzuch,poleciałwpowietrze,
apotemspadłzplaśnięciemnaziemię.
KiedyterazszedłemzastarymHe,nieczułem
wsercunienawiści.Alboinaczejjeślinawetbyła
wemnienienawiść,umiałemwsobiestłumić.Mam
zaletę,żeniełatwoulegamemocjom.Pomyślałem,
żetenidącyprzedemnączłowiekoddawnajestjuż
wgrobie.Jestbezwartości.Potrafiłemzrozumieć
samotnośćstaregowojskowegoinstruktora,który
kiedyśmiałpodsobąkilkatysięcyludzi.Byłstary,więc
sypiałcorazkrócej.Codzienniebladymświtem