Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
przypominałpobojowisko.Zmierzwionapościel,odłamki
szkłanamateracu.Brudne,odkruszającesięścianyiten
obrzydliwyzapach,któryunosiłsięwpowietrzu.
–Nie,skąd–odparłemironicznie.–Totylkojeden
zmoichnudnychwieczorów.Czekałem,ażkogośzabiją.
Aosobyprzebywająceobok?Teścianysąztektury.
Napewnoktośmusiałcośsłyszeć.Żadnychnarkotyków
przysobie?Wtorebce?–dopytywałem,kiedyHannah
kręciłagłową.–Ćpała.
–Niemożesztegowiedzieć–zaoponowała,zaciskając
palcenanotatniku.–Spojówkairogówkazmatowiała,
zwiotczałagałkaoczna,zapadającasiędooczodołu.Brak
reakcjinabodźceświetlne.Rozszerzoneźrenice
sąnaturalnepośmierci.
–Ćpała–powtórzyłem,patrzącnakobietęzgóry.
–Tobyłanarkomankaiprostytutka.Chcęzdjęciacałego
ciałaprzedsekcjąiponiej.Protokółprospekcyjnychcę
najdalejwidziećzadwatygodnie.Resztązajmęsięja.
–Alenaniegoczekasięconajmniej…
–Dwatygodnie–przerwałemjej,powtarzająctedwa
słowa.–Niemamczasunadługązabawętąsprawą.
Gdziejesttenwłaściciel?
–Nadole,przyrecepcji.Idzieszgoprzesłuchać?
–Odżałosnychprzesłuchańjestpolicja.Jajestem
odrozmowy.Jakjużzabezpieczyciewszystko,zgarnijcie
jąiniechzrobiąsekcjęnajszybciej,jaksięda.
Doponiedziałku,HannahFlanagan.
Odwróciłemsiętyłemdokobiety,wychodzącztego
zaduchunazewnątrz.Minąłemtaśmy,zdjąłemztwarzy