Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Czekamnakogoś.–Tabardziejwyniosłaspojrzała
namężczyznęlekceważąco.Powiedziałatoprzytym
tonemdającymjasnodozrozumienia,żemówi
nieprawdę.Chciała,żebynieznajomymiałtego
świadomość.
–Paniteżoczekujetowarzysza?–Lorencobdarzył
kobietęwczerninajbardziejuwodzicielskim
uśmiechem,najakipotrafiłsięzdobyć.Wdzieciństwie
byłtypemchłopca,ojakimmawiasię:„chciałbym,ale
sięboję”.Walczyłjednakznieśmiałościątakdługo,
ażnauczyłsiędziałaćbezwzględunatowarzyszące
muzawszenapięcieemocjonalne.Takbyłoteżitym
razem.
–Ja...–Zawahałasię.
–Czytentypnarzucasiępaniom?–Obok
podporucznikawyrósłnaglemężczyznawyższy
odniegoogłowę.
Lorencspojrzałnanieznajomego.Zlustrował
goszybkowzrokiemiażjęknąłwduchu.Birbantmiał
nasobieidealniedopasowanymęskigarniturcodzienny
wśredniejwielkościkratęikrawatwpaski.Całości
obrazudopełniałzegarekPateknaprzegubie,włosy
przylizanebrylantynąiwońdrogiejwodykolońskiej.
Zkimśtakimniemiałnawetcostawaćwszranki.
–Nie–odpowiedziałatawczarnejsukni.
–Tak.–Wyniosłatakżezdążyłaprzyjrzećsiębon
vivantowiibłyskawiczniepodjęładecyzję.
–Możetrochę...–Pięknośćwczerninajwyraźniej
podążyłazakoleżankąidoszładotakiegosamego
wniosku.
–Tamjestwolnystolik.–Mężczyznaspojrzał
naLorenca,pokazującmudłoniąprzeciwległykątsali,
alenawetniepatrzyłwtymkierunku.–Temiejsca