Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział1
DorotaCzerwińskapopatrzyłanaswojeodbiciewlustrze
iuśmiechnęłasię.Dawnonieczułasiętakdobrze.Taknaprawdę
odmomentu,kiedynaświeciepojawiłsięjejsynek,całymidniami
siedziaławdresieitylkonawyjściedopracywskakiwaławcoś
innego.Nawetwtedyjednakjejstrójniczymszczególnymsięnie
wyróżniał.Zwykłejeansy,adotegoprostysweterczyklasyczna
koszula.
Generalnienacodzieńwogólenieprzejmowałasiętym,jak
wygląda.Wiedziała,żemogłabypostaraćsiębardziej,jednakzawsze
znajdywałosięcoś,cobyłoważniejsze.Totrzebabyłoposprzątać
wdomu,ugotowaćcośnakolacjęlubobiad,atochciałaposiedzieć
chwilęzmłodym.Trzebabyłogonakarmić,wykąpać,apowszystkim
znowuposprzątaćczynastawićpranie,bojednązulubionychzabaw
młodegoczłowiekabyłozgniataniemałymirączkamijedzenia.
Zniektórychrzeczyzrezygnowała,nieprasowałaubrańsynka,
corobiłaprzezkilkamiesięcypojegourodzeniu,żebywyplenićznich
zarazki,którymistraszyłykoleżankiiwszelkieartykuływinternecie.
Ograniczyłarównieżczęstotliwośćkąpieli.Nieleciałaznim
dowannypokażdejkupieczyoblaniumlekiem.Terazzupełniesię
tymnieprzejmowałaiwolałaspędzićznimczas,leżącnapodłodze,
gaworząc,turlającsięipatrzącpoprostu,jakmalecrośniejak
nadrożdżach.
Podczaskażdejobserwacjidochodziładojednegowniosku.Coraz
bardziejprzypominałswojegotatę.Zjednejstronybardzo
tocieszyło,boMarekzawszejejsiępodobałjakomężczyzna.
Zdrugiejchciała,żebysynchociażtrochęwdałsięwnią.Niestety
zakażdymrazemmiałasamąkonkluzjęmaluchbyłkopią
mężczyzny,któryzawładnąłjejżyciem.
Odkilkumiesięcymieszkalijużrazem.Początkowopodchodziła
dotegozdroworozsądkowotakbyłopoprostuwygodniejale