Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Ustaułożyłysięwdelikatnyuśmiech,anaopuszczonychpowiekach
nawetzdalekamożnabyłodostrzecnaturalniedługierzęsy.
–Smutnetotrochę–szepnęłaCzerwińskadostojącegoobok
Kamińskiego,któryrównieżodkilkuminutobserwował
spoczywającegonadeskachteatrumężczyznę.–Człowiekidzie
donibynormalnejpracy,któraniewiążesięzżadnym
niebezpieczeństwem,inaglepada.Żyjemywczasach,kiedynie
mażadnychświętości.
–No,niepowiedziałbym,żetożadneniebezpieczeństwo.Astres?
Jaumarłbymjużpodczaspierwszegowyjścia.Niewiem,jakty,ale
przedszkoletobyładlamnietrauma.Miałemtakieciocie,cobyły
niewyżyteartystycznieinonstoprobiłyprzedstawienia.Rozpoczęcie
rokutorozumiem,potempasowanienaprzedszkolaka,alepóźniejbył
dzieńjesieni,czegoniktnieobchodzi.Następnieświęta.Jakieś
przedstawieniezimowe,pierwszydzieńwiosnyitakdalej.Jedno
niekończącesiępasmowystępów,ajazakażdymrazemdostawałem
sraczki.Serio!–Pokiwałgłową.–Nienawidziłemtego,dlategojak
Mikuśpójdziedoprzedszkola,tomupowiem,żeniemusi.
–Omatko,tyjesteśniesamowiciedelikatny–zaśmiałasiępod
nosem.
–Tak,przyznajęsię,aleuważamtozaswojązaletę,aniewadę.
Acodonaszegodenata,tofaktyczniesłabaśmierć,aleitaklepszaniż
zawałkierowcyautobusupodczaswykonywaniakursu.Byłojużparę
takichsytuacjiiniestetykończyłysiętragicznie.
Czerwińskapokręciłagłową,boodrazuprzedoczamistanęłajej
sytuacjasprzedZłotychTarasówisamochód,którywjechałwludzi.
Jużchciałaotymwspomnieć,gdynascenęniczymgwiazdafilmowa
wszedłgustownieubranymężczyzna.Miałnasobieprzykrótkie
spodnieodsłaniającefragmentkostki,dotegomokasynywtym
samymkolorzeiśnieżnobiałąkoszulęmocnoprzylegającądociała,
októremusiałregularniedbaćnasiłowni.
ProkuratorKacperBartoszewski.Dotychczasniewieluspotkało
gonaswojejdrodze,aleci,comielitęprzyjemność,twierdzili,