Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Głowędajępaniczu,żesiępanmyli.Jeżelinawetcoś
tamjestniewporządkuwmojejwyobraźni,tocóż
dopierodziejesięzpańską?Mianowicie,kiedypanuśnie,
choćostat​nionie​czę​stosiętozda​rza.
Kiedyusnę!Coteżtywy​ga​du​jesz,Fe​li​mie?
Cojagadam?Atopoprostu,żeilekroćpanoczy
przymknieizdajesiędrzemać,zaczynapanzaraz
py​tlo​waćjakprzedksię​dzemnaspo​wie​dzi!
Czybyćmoże?Icó​żeśtyta​kiegodo​sły​szał?
Niewielepaniczu,cobysiękupytrzymało.Cięgiem
panpróbujewymówićdługachnejakieśnazwisko,które
wyglądanato,wcaleniemakońca,choćzaczynasię
odja​kie​goś„poin”.
Na​zwi​sko?Cozana​zwi​sko?
Tegodajęsłowo,niepotrafiępanudokładnie
powiedzieć.Zadługiejest,żebymjemógłspamiętać,
jakożewy​kształ​ce​niemojestrasz​niebyłoza​nie​dbane.Ale
poprzedzajepanimieniem,którepotrafiępowtórzyć.
Tokobieceimię,choćrzadkosięjesłyszywstarymkraju.
Brzmicośtak,jakLuaza,paniczuMorysiu;potemdopiero
przy​cho​dziten„poin”.
Ach!przerwałmłodyIrlandczyk,najwidoczniejnie
życzącsobiedalszejrozmowynatentemat.Musiałem
gdzieśprzypadkowousłyszećjakieśnazwisko.Nierazsię
miewaweśnieta​kiedzi​wacznepo​my​sły.
Toprawda!Tutajtopanmarację;bowsnach
swoich,paniczu,ciąglepanopowiadaopięknej
dziewczyniewyglądającejzzafiranekpowozuikażejej
panzapuścićfirankiwobawieprzedjakimś
niebezpieczeństwem,zktóregopanpragnie
wy​ra​to​wać.
Niemampojęcia,skądmisięwgłowiebiorątakie
bzdury.