Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
bodonastępnegobyłsporykawałek.Poprzejściu
pięćdziesięciumetrówznalazłysięnaulicyBieruta,
jasnooświetlonejżółtymświatłempadającymzlamp
sodowychumieszczonychnawysokichsłupach.Minęły
przystanek,aleotramwajunadalniebyłocomarzyć,
więcszłydalej,oglądającsięwciążzasiebie.
ObokkąpieliskamiejskiegoMariakolejnyrazsię
odwróciłaiwmroku,poddrzewaminaobrzeżuparku
Świerczewskiego,zauważyłajakąśpostać,chybafaceta.
Znajdowałsięjakieśstometrówzanimiiztej
odległościnieumiałanawetdostrzec,czytomężczyzna,
czymożejednakkobieta.Jejuwagęzwrócił
rozkołysany,chwiejny,jakbymarynarskichód.Szanse
natramwajrozpłynęłysięzupełnie,kiedyminęły
kolejnyprzystanek,bonawetgdybynadjechał,
tonanastępnymitakmusiałybywysiąść.Kilkaminut
późniejzatrzymałysięprzyskrzyżowaniuzodchodzącą
wprawoulicąŁużycką,przyktórejmieszkały
Zaborowiczówny.Umówiłysię,żejutro,awłaściwie
dzisiaj,bobyłojużpopółnocy,pójdąrazem
najedenastądokościoła.Gdytakrozmawiały,
nieznajomyminąłjechwiejnymkrokiem.Okazałsię
młodym,schludnieubranymmężczyzną,szedł
zespuszczonągłowąiwyglądałnazawstydzonego,
jakbyniechciałalbobałsięspojrzećdziewczynom
woczy.SiostrypożegnałysięzMariąizniknęły
pomiędzydomami.OdskrzyżowaniazŁużyckąmiała
dodomujeszczedwieściemetrów.Blokikopalni
DymitrowstałyprzyBieruta,trochęwgłębi,oddzielone
odulicyliniądrzew.Przeszłanadrugąstronęzupełnie
pustejjezdni.Osiedleznaładobrze,mieszkałatujuż
kilkalat,alemimowszystkowolałaiśćwzdłuż
oświetlonejulicy,niżzapuścićsięwciemnylabirynt
uśpionychotejporzebudynków.Jeszczegodzinętemu
musiałotubyćmnóstwogórnikówwracających
zwieczornejszychty,jednakteraznaosiedluniebyło
nikogo.
Skręciławlewo,minęłakioskRuchu,przystanek
autobusowyiwtedyzorientowałasię,żektośzanią