Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
CZĘŚĆPIERWSZA
I
Codziennienadosadąrobotniczą,wzadymionym,oleistym
powietrzudrżałaiwyłasyrenafabrycznai,posłusznijejwezwaniu,
wybiegalizmałych,szarychdomków,nibywystraszonekaraluchy,
ponurzyludzie,niezdążywszypokrzepićsnemzmęczonychmięśni.
Wchłodnymmrokuszliponiewybrukowanejulicykuwysokim,
kamiennymklatkomfabryki,któraczekałananichzobojętną
pewnościąsiebie,oświetlającbłotnistądrogędziesiątkami
zatłuszczonych,kwadratowychoczu.Błotochlupotałopodnogami.
Rozlegałysięochrypłe,sennegłosy,plugaweprzekleństwatargały
powietrzem,anaspotkanieludziompłynęłyinnedźwiękiciężki
jazgotmaszyniświstpary.Ponuroisurowomajaczyływysokie,
czarnekominy,nibywzniesionenadosadągrubepałki.
Wieczorem,kiedyzachodziłosłońceinaszybachdomówzapalały
sięwostatnimbłyskujegoczerwonepromienie,fabrykawyrzucała
ludzizeswegokamiennegownętrzajakzużytąszlakę.Znowuszli
przezulice,zakopceni,zczarnymitwarzami,roztaczającwokółlepki
zapachsmarów,błyskajączgłodniałymizębami.Wichgłosach
dźwięczałoterazożywienie,anawetradośćnadziśskończyłasię
katorgapracy,wdomuczekaławieczerzaiodpoczynek.
Dzieńpołknęłafabryka,maszynywyssałyzludzkichmięśnityle
sił,ileimbyłopotrzeba.Dzień,niepozostawiającśladu,został
wykreślonyzludzkiegożycia,człowiekzbliżyłsięojedenznowukrok
dogrobu,alecieszyłsięnamyśloczekającymgozachwilę
odpoczynku,ozadymionejszynkowniibyłzadowolony.