Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Nataszapopatrzyłananiąuważnie,lekkozmrużywszyoczy;
itouporczywespojrzeniezmieszałomatkę.
–Niegniewajciesięzamojągłupotę–dorzuciłacicho
–japrzecieżzdobregoserca.
–Jacyściewydobrzy–takżecichopowiedziałaNataszaiszybko
uścisnęłajejrękę.
–Dobranoc,mateńko–zajrzałjejwoczyChochołipochyliwszy
sięwyszedłzaNatasządosieni.
Matkapopatrzyłanasyna;stałwdrzwiachdopokojuiuśmiechał
się.
–Dlaczegosięśmiejesz?–zapytałazmieszana.
–Taksobie,wesołomi.
–Wiadomo,starajestemigłupia,alenatym,codobre,toijasię
rozumiem!–zauważyłazlekkąuraząwgłosie.
–Topięknie!–powiedziałPaweł.–Połóżciesię,jużczas!
–Zarazsiępołożę!
Wradosnympodnieceniu,zgrzana,zadowolona,zakrzątnęłasię
kołostołuzbierającnaczynia.Radabyła,żewszystkoposzłotak
dobrzeitakspokojniesięskończyło.
–Dobrześtoobmyślił,Pasza–powiedziała.–Chochołjestbardzo
miły!Ipanienka…ach,jakamądra!Ktoto?
–Nauczycielka!–krótkoodrzekłPawełchodzącpopokoju.
–Tak,takbiedna!Nędznieubrana…ach,jaknędznie!Czy
totrudnosięprzeziębić?Agdziejejrodzice?
–WMoskwie!–powiedziałPawełizatrzymawszysięprzedmatką
zacząłcichoipoważnie:
–Pomyśl,ojciecjejtobogacz,handlujeżelazem,makilkadomów.
Zato,żeposzłatądrogą–wygnałją.Wychowywałasięwdostatkach,
wśródzbytku,miaławszystko,czegozapragnęła,aterazpójdzienocą
siedemwiorstsama…