Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Słowatezaskoczyłymatkę.Stałapośrodkupokoju
i,zezdziwieniemporuszającbrwiami,patrzyławmilczeniunasyna.
Potemspytałacicho:
Domiastapójdzie?
Domiasta.
Ojej!Inieboisię?!
Nieboisię!uśmiechnąłsięPaweł.
Alepoco?Mogłabytuprzenocować,położyłabysięzemną!
Nie.Toniepotrzebne!Mógłbytuktozobaczyćjutrorano,
ategobyśmyniechcieli.
Matkawzamyśleniuspojrzaławoknoispytałacicho:
Nierozumiem,Pasza,cowtymniebezpiecznego,dlaczego
tozakazane?Przecieżniczłegonierobicie,prawda?
Matkaniebyłazupełniepewnaichciałausłyszećzustsyna
odpowiedźtwierdzącą.AlePaweł,patrzącjejspokojniewoczy,
oświadczyłtwardo:
Złego?Nie.Alemimotoczekanaswszystkichwięzienie.Wiedz
otym.
Matcezadrżałyręce.Załamującymsięgłosemspytała:
AmożeBógdaijakoś…obejdziesię?
Nie!łagodniepowiedziałsyn.Niemogęcięoszukiwać.Nie
obejdziesię!
Uśmiechnąłsię.
Połóżsię.Jesteśprzecieżzmęczona.Dobranoc!
Matkazostałasama.Podeszładooknaistanęłaprzednimpatrząc
naulicę.Nadworzebyłozimnoimglisto.Wiatrzdmuchiwałśnieg
zdachówmałych,pogrążonychweśniedomków,biłościany,szeptał
coś,opadałnaziemięignałpoulicybiałetumanysuchegośniegu.
JezuChryste,zmiłujsięnadnami!cichowyszeptałamatka.
Sercepłakałowniejślepo,żałośnie,jakćma,trzepotało