Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Hej,Dominika–odebrałam.
–No,hej.Jaktam?
–Jestemumamy,jemtortweselnyisłuchamwywodówmoich
ciotek.
–Ojapitolę,niezazdroszczę.Kamilsięodezwał?
–Nie,ciszajakwgrobie,wciążprzekierowanianapocztęgłosową.
–Lepiejdlaniego,żebyminiewszedłwdrogę,boubijęjaksabakę.
Długobędzieszumamy?
–Niewiem.Napoczątkumyślałam,żebysięstądewakuowaćzaraz
poprzyjeździe,alemożetaichgadkamniejakośuodporni.Możetego
właśniepotrzebuję.
–Niewiem,czywiesz,alemyzBaśkąniepiłyśmyweselnej.
–JedźpoBaśkęiprzyjedźcietutaj–zaproponowałam.
–Zamierzałamjutrootworzyćbiuro,alechybajednakzrobimytak,jak
zaplanowałyśmy.Biurorachunkowewdniujutrzejszymnieczynne.
–Serio?Chciałaśjutropójśćdopracy?!
–Lepszetoniżsnuciesiępodomuismarkaniewrękaw.Muszębyć
międzyludźmi,bowtedyniemyślę.Czekamnawas.
–Dobra,dajnampółgodziny.
Dziewczynywniosływrepertuarwujkapowiewświeżości.
Pokolejnejwypitejflaszcerozległosięgłośne:„Przeżyjtosam,nie
zamieniaj,Zuza,sercawtwardygłaz…”.Śpiewałyciotki,śpiewali
wujkowie,śpiewałokuzynostwo.Nawetmojamamaniecosię
wyluzowałaipróbowałaprzebićsięzeswoimsopranem.
–Kurde,agdziejestFilip?–spytałanagleBasia,rozglądającsię
posalonie,jakbysięwłaśnieobudziła.
–Filip?–spytałamzezdumieniem,jakbyzapytałamnieosondę
naMarsie.–Chybajestusiebie.