Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
nadzieciakidlasportu”.
–PanieMendez!–Porterniemalkrzyczyzdrugiegokońca
korytarza.–MywRidgelinepozostajemywklasachwczasielekcji.
–Właśnietamzmierzam,sir.–Micahwyprężasięisalutuje
pobrudzonymiwęglempalcami.Porterprzenosiwzroknamnie,
prawdopodobniestarasiędociec,comyturazemrobimy.
–Pozwolęsobieprzypomnieć,żezostałeśtutajprzyjętynapróbę–
mówi.–Niedawajmipowodudozmianyzdania.
Patrzynanasoboje,ajegowzrokjasnoinformuje:„No,ruszciesię,
durnie”,więcodwracamysięiszybkimkrokiemzmierzamydoklasy.
Wśrodkuwszyscysiedząwparach,jakbymielizarazwchodzić
napokładarki.Idwójkapodwójceodwracająsię,żebynanas
popatrzeć.NaprzedziesalistoiuśmiechniętaGifford.
–Wspaniale!–mówi.–Wrócilinasiostatnipartnerzy!
***
Oczycałejklasyzatrzymująsięnanas.
Czyonapowiedziała„partnerzy”?
ŻenibyLilyiMicahtopartnerzy?Tochybaniemożliwe.
Giffordpytamnie,czydobrzesięczuję.
–Tremaprzedczytaniemswojejpracynaforumpublicznymjest
czymśnormalnym–szepczedomnie.
–Nie,tonieotochodzi.Ja…–zaczynam,aleklasaciąglesię
namniegapi.
Gubięsię.
–Wydajemisię,żesiępochorowałam.
KŁAMCZUCHA,KŁAMCZUCHA,ŁŻESZJAKZNUT.