Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Łysawytechnikobardzojasnychoczach,wbłękitnejrozpiętejkoszuli,
podniósłprzymglonywzrokznadpapierowegopudełka.
Lustrowaliśmysięprzezchwilę.Jegochomiczepolikiiotłuszczone
ustalśniły,gdyprzeżuwałwpośpiechu.
Smacznegorzuciłem.
Przełknął,otarłustazoleju,poczymchrząknął.
Jakiśproblem?
Chwyciłemnajbliższekrzesłoobrotoweijednymsusemznalazłem
siętużobokniego.Jegobrwipodskoczyły,odsunąłkartonwkąt
biurka.
Słuchaj,Peter…Peter,tak?Cholera,jaktunawiązaćszybką
kumpelskąrelację?Niekojarzyłemkolesia.Rzadkotuzaglądałem,
ajakjuż,tozakażdymrazembyłinnystrażnik.
Paulpoprawiłmnieoschle.
Jasne,Paul!Pokiwałemgłową.Uśmiech.Uśmiech!Jezu,nie
znosiłemtego,aleprzecieżprzyszedłempoinformacjeizdobędęje.
Słuchaj,Paul,potrzebujętwojejpomocy.
Acojamógłbymdlaciebiezrobić?Mlasnął,zdejmując
marynarkęzkrzesła.Okej,zrozumiałemtonipewniesobie
zasłużyłem,aletoniczegoniezmieniało.
Muszęzobaczyćdzisiejszenagraniesprzedgłównegowejścia,
takzokołoosiemnastej.
GdybyniezakolaPaulwyglądałbynamojegorówieśnika.
Zwłaszczakiedysięśmiał.
Upoważnienieoddyrektorajest?Jeślinie,tozapraszamjutro.
Niemogęczekaćdojutraoznajmiłem.Napadniętomnie.
Strażnikspojrzałnamniezzaciekawieniem.Powoliwłożył
marynarkę.
Skorotak,najpierwzgłosimytonapolicję.Skierowałsię
wstronęminicentraliulokowanejpodścianąobokniewielkichekranów