Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Fajkasmakujeinaczejniżzwykle.Niepowinnosięjej
traktowaćjakzwykłegopapierosa,leczterazzaciągam
sięniąpośróddziesiątekstudentów,którzywyszli
naszybkiegodymka.Zbytniaintensywnośćsprawia,
żegłówkarozgrzewasiętakmocno,żeniemalparzy
mniewpalce.WiśniowytytońzVirginiimaposmak
spalenizny.
Stojącywokółmniejużwiedzą,żewydarzyłosięcoś
niezwykłego.Plotkalotembłyskawicyobiegłakorytarze
uniwersytetu.BudynekwstyluLeCorbusiera,który
stanowiłdumęlubelskiejarchitekturysprzedponadpół
wieku,przypominaul.Dzwoniąsetkitelefonów,
wymienianesątysiącewiadomości.Niektórzyobrzucają
mniezaintrygowanymispojrzeniami.
–Dzieńdobry,psorze!
Tesłowasąskierowanedomnie.Żadeninny
wykładowcaniepozwalazwracaćsiędosiebiewtej
formie.Wszyscypusząsięjakopanieipanowiedoktorzy
lubprofesorowie.Zadętebufony.
Odwracamsięidostrzegamszczupłądziewczynę
oporcelanowej,piegowatejcerzeorazlekkordzawych
włosach.
–Cześć,Haniu.
–Alewtopa!Przepraszam,żeniedotarłamnawykład,
ale…
Ubiegamjejtłumaczeniamachnięciemręki.Dopiero
terazstudentkadostrzeganietypoweporuszenie.Jest
zadyszana,pewniebiegłaspecjalnie,byzdążyć
przynajmniejnakońcówkęmoichzajęć.Zerkanazegarek
izdezorientowanaponownieprzenosiwzroknamnie.
–Matulu,jestdopierojedenasta!
–Tak,wiem–przyznajęchłodno.–Zapamiętasz
tęgodzinęnacałeżycie.
–Niejarzę…Copsorchceprzeztopowiedzieć?
Wzruszamramionami.Zawszestarałemsię,bystudenci