Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Jaktokto?NaszkochanygauleiterKoch–prychnąłzpogardą
nauczyciel.
Zaśmialisięzgodnie.Wtymtowarzystwiemoglisobie
natopozwolić.Znalisięnieodwczorajiufalisobiewzajemnie.
Każdyznichjużdawnoprzekroczyłsześćdziesiątyrokżycia.
Zegarwprzedpokojuuderzyłsiedemrazy.Spojrzeliposobie.
–Powinienjużbyć–mruknąłHoffmann.
–Koch?–zapytałpółprzytomnieNeumayer.
Pozostalidwajsięzaśmiali,nauczycielmatematykizaśmachnął
rękąwreakcjinapassus.
–Możecośsięstało–niepokoiłsięgospodarzmieszkania,
zamykającdrzwiczkipieca,doktóregoprzedchwilądołożyłdrew.
–Wjegowieku…
–Jeszczenaswszystkichprzeżyje!–zaśmiałsięHoffmann,jednak
resztaniepodzielałajegooptymizmu.
Niechodziłotylkooto,żeczwartegobrakowałoimdobrydża,
apotosięprzecieżtuspotkali.Ktowie,czynieporazostatni.
Problemwtym,żeczłowiek,októrymmówili,mieszkałsam,
cowobecnejsytuacji,gdydomiastaściągnęłynietylkomatki
zdziećmi,mogłorodzićróżneobawy.
–Pójdęponiego–oświadczyłJosefHesse,poczymdopiłherbatę
zfiliżanki.
Wprzedpokojuspotkalisięjednakwszyscy.
–Niemusicie–próbowałoponować,alejużsięgalipopłaszcze,
okręcaliszyjeszalikami,wymienialisięfutrzanymiczapkami,które
myliłyimsięwpółmroku;wdłoniachjednegoznichszczęknąłzamek
parabelki,nieodłącznejtowarzyszkiwieczornychwyjść.
–Będziemibrakowałotegomiejsca.–Neumayerwciągnąłprzez
nosmroźne,styczniowepowietrze,kiedyjużznaleźlisięprzed
kamienicą.