Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zobaczyć:mojegonajlepszegoprzyjacielaiinnychkolegów,zktórymisiębawiłem.Takjak
ześmiercią,zesłowem«nigdy»niewiązałemnicbezpowrotnego,ponieważjejskutkidotąd
mnieniespotkały.Wszyscymoikrewnijeszczeżyli,nawetdziadkowie,zwyjątkiemojcamojej
mamy.Aledlamnieonnigdynieegzystował,bostraciłżyciewskutekwypadku
samochodowegonapoczątkulatsześćdziesiątych,kiedyniebyłomniejeszczenaświecie.
Doroślitwierdzili,żedziadekUljan[Bulino]leżynacmentarzuwBiełowodskoje,zaraz
zakościołem,głębokopodziemią.Tegojakośniemogłemsobiewyobrazić.Podziemią?Acóż
ontamrobił?BabciaJewdokia[JewdokiaFilipownaBulino]zabrałamniekiedyśnajegogrób.
Pomyślałemwtedy,żewreszciepoznamdziadka.Jednaknamiejscu,gdziemiałbyć,stałtylko
kamieńzwypisanymjegonazwiskiem.
Czasaminieświadomośćniejestwcaletakazła.Dotyczyłotozwłaszczarozstania
zprzyjaciółmiicudownąkaruzeląojca.Pomogłamisiępogodzićztymfaktembezwiększego
bólu.Wdalszymżyciumiałemmiećjeszczewielećwiczeńztegozakresu,alenigdynie
przebiegałyonetakbezproblemowo.
Kiedyzkońcem1975rokuwyprowadziliśmysię,niepotrafiłemdokładnieokreślić,najakim
kawałkukuliziemskiejbyłem.To,żemójkrajojczystynazywasięZwiązekSowieckiiżejest
największynaświecie,wiedziałemdokładniezprzedszkola.Dużopóźniej,kiedyzaczęłomnie
interesować,skądprzybywałem,śledziłemzapomocąmapyposzczególnestacje,naktórych
wswejwędrówcezatrzymywałasięmojarodzina.Tobyłytysiącekilometrów,które
przebyliśmy,my,Kliczkowie.
Zpewnościąludzie,którzynieodjeżdżajątakdalekoodswojegomiejscaurodzenia.Aledla
wojskowych,takichjakmójojciec,takaodległośćniebyłaniczymnadzwyczajnym.Kirgizjaczy
Kazachstan,RosjaczyUkraina…Toniegrałożadnejroli.Wszystkietworzyłyprzecieżjedno
nieprawdopodobniewielkiepaństwo,rozciągającesięnaprzestrzenijedenastustrefczasowych.
ZwiązekSocjalistycznychRepublikSowieckich”.
Lodowepiekło,słonecznemiejsce
Pociągpełenbyłchłopskichrodzinztwarzamipomarszczonymiinieprzystępnymi.Przewozili
ogromnepaczkiikoszyki,któreleżaływkorytarzuiutrudniałyprzejście.Wkrótcemiastoznikło
zaichplecami,ustępującmiejscamigotliwymbiałympolomifruwającymnadniminiczym
płatkiczarnegopopiołukrukom.„Wszystko,conaszarodzinaposiadała,zostałozaładowane
naciężarówkęinastacjikolejowejprzeniesionedokontenera.Niepamiętam,jakdługotrwała
naszapodróż,całydzieńczywięcej.Jednostajneuderzaniekół,monotonnyodgłosjazdy
inieciekawywidokzaoknemdziałałynamnietak,żewiększączęśćpodróżyprzespałem.
Niekończącasiębielsięgałapohoryzont.Temperaturanazewnątrzdochodziładominus
trzydziestustopni.Wdzień.Wnocybyłozpewnościąjeszczezimniej.
Kiedypiekłojedyniewieporazktórypociągznówsięzatrzymał,obudziłemsię.Matka
nerwowozaczęłaszukaćnaszychbagażyipowiedziała,żemusimywysiadać.Zagadkąbyłodla
mnie,skądwiedziała,żetowłaściwastacja,iwogóleżetostacja.Wokółniebyłowidaćżywej
duszy.Aniśladuludzkiegożycia,najmniejszegoszylduznazwąstacji,żadnegobudynku,
wktórymmogłabysięmieścićkasatylkoprzejrzystejakgazastrzępychmurwysoko
naniebieizastygływlodowejzmarzliniestep,któryzdawałosięniemagranic.Światbył
cichyiuśpionytakgłęboko,żenawetśniegizdawałysięspaćwzielonkawejtopieli
księżycowegoświatła.Inaszłomniewpewnejchwilitakiepoczuciezagubieniawprzestrzeni,
żemożnabyłozwariować.
Naszczęściewtymmomencie,niewiadomoskąd,pojawiłsiękołonasojciec,zczerwoną
odmrozutwarzą.Wtedyzniknąłgdzieśmójstrachizacząłemsięśmiać.Postaćtaty
przypominałabałwana:grubyzimowyuniformwojskowyifutrzanaczapka,oblepioneśniegiem,
byłycałkowiciezamarznięte.Czapkaniespadłamuzgłowynawetwtedy,gdyschyliłsię,aby
podnieśćmniezziemiiprzytulićdosiebie.Pochwilitakżeijasamwyglądałemjakmałe
śnieżnewidmo.Olbrzymiabiałasowawynurzyłasięztegomroku,zatoczyławielkiekolisko
iskryłasięznowuwgęstwiniedrzew.Chwilępotemzabrzmiałjejponurygłos,nieśmiały