Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
naamerykańskąautostradę,którazmuszonabyła
ominąćptaszka
vireo
,mysikrólika,izrobiłomisięgorzko.
WspomniałembowiemmoichsąsiadówznadBugu.
Pomimozagrożenia,awłaściwiepewności,żeprzekop
nowegokorytarzekispowodujeobniżeniepoziomulustra
wody,acozatymidziewystepowieniecałejokolicy,
żadenzposiadaczyczęstopięknych„dacz”zkwitnącymi
ogrodami,niewłączyłsiędomojejakcji.Strach...?Nie
tylko,zobojętnienie.Pomogłomidwojeczytroje
prawdziwych,zamiłowanychekologów,żewspomnę
tuprzedewszystkimnieocenionąpaniąZofię
Odechowską.
Wracajmyjednakdoroboty.Zadomemwysokasterta
liści,badyli-kompost.Coztymzrobić?Zakopać,
rozrzucić...?Znowusiękłócą,ojcieczsynem.Tymrazem
wtrącamsię.UsiebiepodWarszawąteżmamkompost.
Mówię,żebyprzysypaćziemiąizostawić,niech
przegnije.
-Aletoleżytujużparęlat!-wykrzykujeIrek.-Widzisz
chybatebadyle.Tunicniegnije,tuniemadeszczu,
wszystkotylkoschnie.
Czujęsiętrochęjaknaswoim,chciałbymnarzucićmoją
rację,alezbrakuprocesówgnilnych,brak
miargumentów.Niemniejmojaopiniaprzeważa.
„Bobcat”narzucanapryzmęwyschłegokompostukilka
szufliziemi.Wdrapujęsięnagóręzgrabiami,aby
rozgarnąćiudeptać.