Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
-Posłuchaj,nieośmielęsiębraćstamtądcytryn.Oni
patrzą,widząmnie,ateowocetoprzecieżdlatychdzieci
półsprawnych,sierot,jakżejezrywać!
Irekzdjąłzuszutłumiącehałassłuchawki.
-Comówiłeś?
Powtórzyłem.Poprawiłsięwsiedzeniuzadrążkami
buldożera.
-Tysięniminieprzejmuj-odparł.-Oneichnie
zbierają,onepijącoca-colę.
Poczułemsięjakośnieswojo,sposępniałem.„Bobcat”
nabrałszufląkopęziemi,zawył,podrzucił,zakręcił...
Chrrrr!-posypałysięzbitegliniastegrudy.
Podprzedłużonymdachembungalowuloggia,awniej
dobijającesiędodomudwaniewielkiepsy.Zapytałem
dzieci,czybyichniewpuściły,leczzajętezabawą,chyba
mnieniesłyszały.Pandomuzaśnauwagępokazał
zębywuśmiechuiposzedłdłubaćcośwsamochodzie.
Pieskipodskakiwałydoszybywdrzwiach,opadały
nałapy,zawracałydlanabraniarozpęduiponawiały
próbę.Pokazującwszybiełbyusiłowałyzwrócićnasiebie
uwagękogośwewnątrzdomu.Niktimnieotwierał.
Postałemchwilęizciężkimkoszemjąłemprzedzieraćsię
przezzaroślapodcytrynowedrzewo.Owocebyłyjeszcze
zielone.Alezaszedłemponieoddrugiej,bardziej
nasłonecznionejstrony.Tambyłyjużdojrzałe.