Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zdwomakominami,żaglowce,pociągzdymiącą
lokomotywąnawiszącymmoście...Niemogęoderwać
wzroku,pamięćpodsuwadawnelektury:PrzygodyTomka
Sawyera,przygodyHucka...AleCzesławspieszysię
napocztę.CzekanajakąśprzesyłkęzAlaski.Byłtam
niedawno,dostrzegłpotrzebębudowyjakiejśdrogiczy
mostu,napisałotymiposłałdotamtejszejprasy.Mijamy
jakiśbank,którychtupełno.Czesiekmówi,żeten
towłaśniejego,ależewnimsięnieuraczymy.Niewiem,
coznaczy„uraczymy”,zachodzimynapocztę.Wjego
boksielisty,gazety.Wyjmujekupępapierów,jest!Jest
jegoartykuł,wporządku!
-Terazmożemywstąpićnakawę-mówi.-Dokąd...?!
Dozaprzyjaźnionegobanku.
Wwejściuwitagoznajomystrażnik,Japończyk
zpomarszczonąuśmiechemtwarzą.Mójsyjamskibrat
przedstawiamniecieciowi.
-Toniejestbezdomny-mówi.-TomójgośćzPolski.
Napijemysięobajkawy.Japończyk,przyjazny,niemanic
przeciwkotemu.
Należyciezarekomendowanyzasiadłemwfotelu.
Rozejrzałemsiępobankowychokienkach,poholu.
Wkącienaregalepodgrzewanedzbanki.Wjednymkawa
zkofeiną,wdrugimbez.Czesławnapełniaplastykowe
kubki,dosypujezesłoikasproszkowanegomleka:
-Słodzisz,niesłodzisz...?!Aciasteczka...?
-Owszem.
Przyniósł.Naniskimstolecodziennaprasa.
Przeglądamyją,chrupiąckrucheciasteczkaipopijając
kawą.
Przykasachniewielkiruch,mójsyjamskibratodłożył
UnionTribune
zartykułemomordachwSudanie.
-Wrócimyinnądrogą-rzekł.-Nadoceanem,
poniatno
?!
Poniatno
...!Diabelniedrażnimnietenjegorusycyzm.
Zato„nadoceanem”zabrzmiałoznacznielepiej.
Albowiemtapiękna,znazwyżywicąpachnącadolina
corazbardziejodstręczałaodsiebiehukiemmotorów
ispalin.