Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zawolnością,aleostatecznieokazałosię,żewolność
tonietakiznowuskarb.Teżpotrafiśmierdzieć.Czasu
miałemnadmiar,więcej,niżdałosięzużyć.
Ściskającpalcamiklucz,zacząłemobracać
gowolniutkoitaczynnośćpochłonęłamniecałkowicie.
Wpewnymmomenciezkorytarzadobiegłmnieodgłos
kroków.Pochwilikrokizatrzymałysięirozległsię
brzękkluczy,tenktośwreszcieznalazłwłaściwy
izdecydowaniewepchnąłgowzamek.Zgrzytnęły
otwieranedrzwiantywłamaniowe.Ktośwracadodomu,
normalka.Dalejkręciłemkluczeminagledomnie
dotarło.Gwałtownieszarpnąłemklucz,alezaklinował
sięwzamku,aprzykolejnymniecierpliwymszarpnięciu
–złamałmisięwręku.Gdyciotkaotwieraładrugie
drzwi,japoomackunaciągnąłemnasejfplastikową
osłonęiwyrównałembrzegi.Ciotkakolejnozamykała
najpierwjedne,potemdrugiedrzwi,ajatymczasem
ustawiałemtewszystkiewazony,doniczki,magazyny.
Zorientowałemsięnagle,żeźlestojąizacząłem
rozstawiaćjenanowo.Kiedystawiałemdoniczkę,ręce
takmisiętrzęsły,żeprawiespadłanapodłogę.
Drzwidogabinetu(czyligraciarni)były
przymknięte.
Ciotkazajrzaładosalonuisypialni,agdyzbliżyła
siędogabinetu,jależałemjużrozciągniętynapodłodze
iciężkodysząc,liczyłem:
–Czterdzieścicztery…czterdzieścipięć…
Ciotkapchnęładrzwiiwsunęłagłowędośrodka.
Niewiedziała,żewłaśniestopąprzesuwamkosz
dotyłu.