Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
krokiemzszedłemmuzoczu.Możewciążzastanawiał
się,czydźwięk,którywtedyusłyszał,tobyłwrzaskkota,
czyjednakkrzykczłowieka.Byłopozmianiewarty,więc
niewiedział,żewpołudnienaosiedluzjawiłasię
dziewczyna,inaczejszybkoskojarzyłbymnieztym
strasznymkrzykiem.Agdybysobieskojarzył,obaliłby
mniekopnciemzwyskokuiunieruchomiłby
miramionajednymchwytem.
Zatrzymałemtaksówkę,wrzuciłemtorbęnatylne
siedzenieisamwepchnąłemsięzanią.Taksówka
ruszyłaidopieropochwili,kiedytaksówkarzzapytał
„Dokąd?”,rzuciłemniecierpliwie:
Nadworzec.
Wyciągnąłemzkomórkibaterię,akupionydzień
wcześniejkapeluszwyrzuciłemprzezokno.Kierowca
cmoknął,westchnąłiklepnąłsięgniewniewnogę.
Widząc,żeniereaguję,zatrzymałsamochód,podbiegł
izdecydowanymruchempodniósłkapelusz,
najwyraźniejzamierzajączatrzymaćgodlasiebie.
Otworzyłemmaszynkęiogoliłemsięgładziutko.Słońce
świeciłoprzezoknoijasnąplamąpadałonamojąnogę.
Gdziekolwieksięznajdowaliśmy,taplamaświatławciąż
tkwiłanamojejnodze.