Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Pogrom
Pragnienie,bynieprzeoczyćzajścia,wktórebyływmieszaneniemal
wszystkieznanemiosobyzulicy,atakżeskrytyzamiarrozsupłania
kłębkazdarzeń,zktórymiostatniosplatałosięmojeżycie,sprawiły,
żedzielnieprzyłączyłemsiędotłumu.Gromadaludzispieszących
dokądśizdyszanychpociągnęłamniezsobą.Szedłemramięwramię
zakcyźnikamiistrażakami,dyszałemjakbyukresusił
idostosowywałemoddechdoichkroku.Myślałem,żedziękitemu
zdołamuchwycićsenswypadków,któregłębokowstrząsnęłymnie
wtychdniach,aktórychnieumiałamiwyjaśnićnawetmatka.Idąc,
walczyłemjednakzestrachem.Śniegskrzypiałpodnogami,stawałsię
zbity,twardyjakchodnik,łamliwyidźwięczny.Tłumnibywielka
stonogadreptałponim,azustunosiłasiępara,czystaibiała.Przez
zasłonęsmrodliwychwyziewówidyszeniadocierałdomnie,mimo
filtruśnieżnego,zapachtanichperfum,kwaskowatyzapachpotu,
rozchodzącysięzzielonychuniformówakcyźnikówigranatowych
mundurówstrażaków.Naglerozległsiębrzększkła,którejak
błyskawicazalśniłonadgłowamitłumu,azanim,nibydalekieecho,
dobiegłtrzaskdesekiwreszciewestchnienieulgi,gdybramaustąpiła
podnaporem.
Stałempoddaszkiemmagazynu,chwytajączapołypłaszczy,
trzymającsięspódnic,agdytłumwyciskałmnieiodrzucał,uparcie
wracałempopychanystrachem,przedzierałemsięprzezlasnóg
wprzekonaniu,żetu,wokucyklonu,jestemnajlepiejprzednimi
ukrytyiniewolnomisięoddalićodtejmasyludzi,odbezpiecznej
osłonyichwściekłości,nawetnaodległośćręki,bomoglibymnie
schwytaćizadeptać.
Ponieważdrzwimagazynuotwierałysięnazewnątrz,pojawiłsię
problem,boniktzpierwszychrzędówniechciałodstąpić.Nastał
piekielnyhałas,wywijanokijamiikrzyczano,słychaćbyłotupotnóg,
wołanieoratunek.Naraz,niewiem,jakimcudem,duże
jednoskrzydłowedrzwiwcięłysięwczarnąmasęjakostrzenoża.