Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Wła​di​mirSier​gie​je​wiczDieg​tia​riow
19marca,po​nie​dzia​łek
WładimirSiergiejewiczpiłherbatęwswojejkuchni,
czytajączapiskizostatnichobserwacji,kiedyzadzwonił
te​le​fon.TobyłOwier​czuk.
WładimirSiergiejewiczsłuchałrelacji,zasępiającsię
co​razbar​dziejzkaż​dymko​lej​nymsło​wem.
Szlag,szlag,szlag!
Mówiącto,zacząłsiępospiesznieubierać.Słowa
Owierczukarozumiałztrudem.Niewiedziałdokładnie,
cosięstało,alewiedziałnapewno,żenicdobrego.To,
coznajdowałosięwinstytucie,stanowiłozagrożeniedla
wszystkichżywychistot,iwszystkomogłopogorszyć
sytuację.Trzebabyłobićnaalarm,kiedytylkostało
sięjasne,żeSzóstkatosennykoszmar,którystałsię
jawą.
Wołodia,dokądsięwybierasz?zdziwiłasiężona,
gdygo​rącz​kowowci​skałnogęwno​gawkęspodni.
Alina,cośsięwydarzyło,wzywająmnie.Muszę
je​chaćdopracy.
Kiedywró​cisz?
Niewiem.Za​dzwo​nię.
WładimirSiergiejewiczkilkakrotniedzwoniłztelefonu
ko​mór​ko​wegodostraż​ni​ków,aleniktnieod​bie​rał.
Wo​ło​dia,cosięstało?
Niewiem,Aloczka.Cośwybuchłowbudynku
in​sty​tutu.
Tomożebyćnie​bez​pieczne?
Niesą​dzę.
Kseniaweszładokuchniirzuciłaojcudziwne
spojrzenie.WładimirSiergiejewiczprzechwycił