Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Pochyliłsięnadniąizajrzawszyjejwtwarz,zezłościązupełnie
jakojciecpowiedział:
Zestrachuwłaśniewszyscyginiemy.Aci,którzynamirządzą,
korzystająztego,byzastraszaćnasjeszczebardziej.
Matkazaszlochałażałośnie:
Niegniewajsię.Jakżesięmamniebać?Całeżyciewstrachu
przeżyłam,caładuszastrachemmiobrosła.
Wybacz,inaczejniemożnapowiedziałciszejiłagodniej.
Iwyszedł.
Przeztrzydniwmatcedrżałoizamierałoserce,ilekroć
przypomniałasobie,żedojejdomuprzyjdąobcy,straszniludzie.
Tooniwskazalijejsynowidrogę,poktórejkroczy.
WsobotęwieczoremPawełwróciłzfabryki,umyłsię,przebrał
idokądśznowuwychodząc,powiedziałniepatrzącnamatkę:
Jeżeliprzyjdą,powiedz,żezarazwrócę.Iproszęcię,nieobawiaj
się.
Matkabezsilnieopadłanaławkę.Synspojrzałnaniąposępnie
izaproponował:
Możebyś…dokądśposzła?
Uraziłoto.Przeczącopotrząsnęłagłowąipowiedziała:
Nie.Poco?
Byłkonieclistopada.Suchy,drobnyśniegspadłzadnia
nazamarzłąziemięiterazsłychaćbyło,jakskrzypipodnogami
odchodzącegosyna.Gęstyzmierzchprzytuliłsięnieruchomodookien,
wrogonacośczatując.Matkasiedziałaoparłszysięrękamioławkę
i,wpatrzonawdrzwi,czekała.
Wydałosięjej,żewmrokuostrożnieskradająsiękujejdomowi
skuleni,rozglądającysięnawszystkiestronyludzie,dziwnieodziani
iźli.Ktośchodzijużnaokołodomuobmacującrękamiściany.
Rozległsięgwizd.Wąziutką,smutną,melodyjnąstrugąwiłsię