Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Towłaśniewobliczutychzimnychmurówpozbyłemsięwszelkich
skrupułów,wstyduiresztekdumy.Nachodziłemstaregoportiera
zczęstotliwościąulewnawiedzającychjesieniąLondyn.Onzaś
zodrętwiałąsumiennościąpowtarzał,żeniematakichznajomościani
upoważnienia,abyproponowaćkandydaturydyrekcji.Czasem
patrzyłemnaniegoinaczej.Przypominałmikogośzrodzinyzestrony
matki,zakimnieprzepadałem.Czasemtoonzerkałnamnie–iwtym
spojrzeniubyłocośnietak.Podsuwałmipodnosnumerytelefonów,
któremogłemznaleźćwinternecieipodktóredzwoniłem
wielokrotnie,byusłyszećodsekretarki,żenachwilęobecnąnikogo
niepotrzebują.DoznudzeniaprzekonywałemSama,żewystarczy
szepnąćjednosłówkokomutrzebaimaszansęzmienićlosnasobu.
Przynosiłemstaremukawę,agdyodkryłemjegopreferencje–czarną
herbatę.Raznawetupiekłemcośwrodzajuszarlotki.Doceniał
tegesty,aleniepotrafiłwychylićsięnawetnamilimetrpozaswoje
kompetencje,jakbyniechciałmniewswoimwieżowcu,amój
życiorysdniamiinocamiwyścielałjednązszufladmarmurowego
kontuaru.
PewnegodniazamiastSamazastałemwrecepcjijegosyna.
Przyznałemzniemałymzaskoczeniem,żebardzodobrzeznamkolesia.
Wciągujednegodniamojepodanieobiegłonietylkowieżowiec
odwschodniej,aletakżecałeKanary.
Ciepłownętrzaotuliłowreszciemojeciałoidopieroteraz
poczułem,żemamskostniałemięśnie.Skierowałemsięwstronę
portierni.NamójwidokSamzłączyłbrwiwwąskąlinięnadsurowym
spojrzeniem.
–Konstantyn,cotyturobisz?Gdzietwójpłaszcz?
–Podarowałembiednym.–Roześmiałemsięnamyśl,jakbardzo
starynielubimoichżartów.
Sampokręciłgłową.
–Musiałbymzobaczyć,żebyuwierzyć.Pozatymtunie