Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Zerwałemkoszulkę,któraprzykleiłasiędomojegociała,
iodsłoniłemspoconybrzuch.Byłemdumnyztego,
żeciężkapracanalodzieprzyniosłaefekty.Nieumknęło
mi,jakwzeszłymrokuPiperzaczęłazwracaćnamnie
uwagę.
Jęknąłem,gdypoczułemnaskórzezimnąwodę
zprysznica.Ciśnieniebyłoidealne,wystarczającomocne,
abychłostałamięśnie,aleniezbytmocnenaszyi
itwarzy.Namydliłemsiężelemdomyciaciała
iszamponemwjednym.MyślioPiperwtej
podkreślającejkrągłościsukiencegroziłyprzejęciemprzez
niąkontroli,więcszybkozakręciłemwodę,wytarłemsię
puszystym,białymręcznikiem,którykupiłamojamama,
izawiązałemgowtalii.
Przezotwarteoknodośrodkawpadałgorąc
ipowinienemjezamknąć,żebyklimatyzacjamogła
działać,aletegoniezrobiłem.Zamiasttegozostawiłem
jeotwarteznadzieją,żedostrzegęprzeznieładną
blondynkę.Odkądsięwprowadziła,oknanaszychsypialni
znajdowałysięnaprzeciwko,agdybyliśmydziećmi,
krzyczeliśmyprzezniedosiebie.Chciałbympowiedzieć,
żezostawiłemjeotwartezprzyzwyczajenia,alebyłoby
tokłamstwem.Światłowjejpokojubyłozgaszone,
wśrodkupanowałanieprzeniknionaciemność.Podtym
kątemniemogłemdostrzecjejłóżka,idobrze,bonie
potrafiłemobiecać,żenieobserwowałbymjejjakjakiś
zboczeniec.Samamyśl,żespałatakblisko,doprowadzała
mniejednakdoszału.
Wiedząc,żeniezasnę,wyciągnąłemspodenki
dokoszykówkiorazpiłkęiwrzuciłemręcznikdokosza