Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zmiej​sca.
Billintonodwróciłsię,byodejść,aleDiegtiariow
za​trzy​małgoiza​py​tał:
Chcepanlatarkę?Niemaświatłaidorananie
bę​dzie.
Acozpa​nem?
We​zmęodstraż​ni​ków.Mająichkilka.
Wta​kimra​ziepo​pro​szę.
BillintonwziąłlatarkęodWładimiraSiergiejewicza
ipospieszyłdobudynku.Diegtiariowazawołałśledczy,
którywciążstałzeswo​imipa​pie​ramiobokuaza.
WładimirzeSiergiejewiczu,kiedyznajdziepandla
mnietro​chęczasu?
Proszęposłuchać...ciężkowestchnąłnaukowiec.
Możeprzyjdęjutrodopanagabinetuiopowiemwszystko,
cowiem.Niebyłomnietuwmomenciewybuchu,nicnie
widziałem.Aterazjestsytuacjakryzysowa.Nie
maprądu,niedziałająlodówkizkulturamiwirusów,cała
pracaidzienamarne.Proszęwejśćwmojepołożenie.
Mu​szęra​to​waćsy​tu​ację.
Milicjantsięzamyślił.Rzeczjasnajestokreślony
porządek,alebyłjednakprzyzwoitymczłowiekiem
irozumiał,żeciąganienaprzesłuchanialudzi,którym
wdanymmomenciepalisiędom,niezawszedowodzi
mądrości.Samwybuchpozostajebezsprzecznym
faktem.Wiadomo,żeładunekwrzuconozulicyinie
dyrektortozrobił.Milicjantdostałjużnagraniezkamery
przemysłowejzmomentemeksplozji,czylibędziewidać,
jakbombadostałasięnadziedziniec.Ekspercijużtam
pracowali,saperzyteżczegojeszczemożnawymagać?
Więcczywartoczepiaćsięterazludziiprzeszkadzać
imwpracy?Niewarto.
Dobrzezgodziłsięśledczy.Proszęmitylko