Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
chcątylkosięwykazać.Właśnierozmawiałemzpańskim
dowództwem.Powiedzieli,żemożemyodłożyćwszystkie
inneczynnościdojutra.Oficjalnawersjatowybuchbutli
zgazem.Ludzieodwasprzywieźliipostawiliodpowiedni
znak,odgrodziliwszystkotaśmami,ajamampodrugiej
stroniedyżurnego.
–Jutrochciałbympanawidziećusiebie–śledczynadal
zwracałsiędoDiegtiariowa,ignorującOwierczuka.
–Oczywiście,przyjdę.Aterazproszęmiwybaczyć,
mammnóstwopilnychsprawnagłowie.
–Rozumiem.
Diegtiariowpobiegłdoportierni,gdziedyżurowałRinat
Gajbidullin.
–Rinat,mapandobrąlatarkę?
–Jasne.
–Chcę,żebypanposzedłzemną.Musimyznaleźćcoś
wlaboratorium.
–Chodźmy.
Rinatwyjąłzszufladybiurkalatarko-pałkę.Diegtiariow
przyjrzałmusię,popatrzyłnastrzelbęwiszącąnajego
ramieniu.
–Proszęwziąćbrońdorękiiodbezpieczyć.–Zawahał
się.–Jeszcze...Zwierzętauciekły,alemożenie
wszystkie.Jeślimałpysąbardzowystraszone,mogą
zaatakować,awybuchnapewnojeprzestraszył.Jakpan
jakąśzobaczy,niechpanodrazustrzelaicelujewgłowę.
–Pantaknaserio?–Oczystrażnikarozszerzyłysię
zezdziwienia.–Niesąpanupotrzebne?
–Byłypotrzebne,dopókisięnieprzemieszały.Teraz
eksperymentyznimisąniemożliwe.Nikołajmówił,
żewszystkotamrozwaliłyeksplozje,więcmożna
strzelać.Milicjantówzarazuprzedzę,żebyniezdziwiłyich